Menu Zamknij

Dokument z nominacją Erdoğana przez Erdoğana to fake

Wasi znajomi też ostatnio udostępnili zdjęcie dokumentu z czterema podpisami Erdoğana, który zatwierdza wysuniętą i zaakceptowaną przez siebie nominację siebie samego na szefa tureckiego funduszu wartego 200 miliardów dolarów? Rozważaliście podanie dalej z ironicznym komentarzem, jak to wkrótce w Polsce też będzie Turcja?

Złe wieści. Wygląda na to, że znowu daliście się nabrać.

Wszystko wskazuje na to, że to fejk.

 

Skąd wiemy, że to fake?

Nie sposób znaleźć miejsca, w którym zabawny dokument byłby podany wraz ze źródłem, czcionka różni się od tej używanej w oficjalnych tureckich dokumentach, w dodatku w widocznym fragmencie znajduje się literówka. Szczegółową analizę można znaleźć np. tutaj (niestety po turecku).

Wszystko wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z historią analogiczną do tej, z rabladorem Patryka Jakiego. Wydaje się, że pierwotnie obrazek z czterema (wklejonymi z Wikipedii) podpisami tureckiego prezydenta powstał jako satyra, celnie komentująca jego rzeczywiste posunięcie. Następnie został udostępniony w amerykańskich mediach społecznościowych (tutaj, tutaj) skąd w ciągu doby dotarł do Polski.

Pisał o nim portal Polskieradio24.pl oraz Donald.pl.

 

Prawda jest ciekawsza niż fejki!

Jaka jest prawda? Erdoğan faktycznie przejął przed czterema dniami kontrolę nad wartym 200 miliardów dolarów TVF, a jego zięć rzeczywiście zasiada w nowym zarządzie.

Wiarygodne informacje o władzach funduszu można znaleźć tutaj, prawdziwe dokumenty nominacyjne na rządowym serwerze – tutaj. Nie wyglądają spektakularnie, bo dyktatura i ekonomiczne szwindle wcale nie są spektakularne. Spektakularne jest w dyktaturze to, co chce nam pokazać, czym pragnie się popisać, oczarować masy i przestraszyć wrogów. Faktyczne ruchy – ograniczanie wolności, zagarnianie bogactw, eliminowanie przeciwników – odbywają się raczej po cichu, za kulisami. Dlatego właśnie, jeżeli chcemy skutecznie walczyć z dyktatorami, musimy być uważni. Skupieni na faktach, a nie na śmiesznych obrazkach.

Sama historia stworzenia funduszu i sposoby, w jakie prezydent Turcji podporządkowuje tamtejszą ekonomię jednoosobowemu ręcznemu sterowaniu jest fascynująca (Bloomberg opisywał powstanie TVF w zeszłym roku, łącząc je m.in. z chęcią zabezpieczenia wpływów po nieudanym zamachu.) Warto się z nią zapoznać i śledzić losy tureckiego autorytaryzmu. Znad Bosforu mogą dla wielu krajów świata (w tym dla Polski) mogą płynąć bardzo niepokojące wieści. Wcale nie wykluczone, że Erdoğan przeciera szlaki i testuje rozwiązania, po które sięgną władze w innych krajach.

Ale żeby patrzenie na Turcje miało jakiś sens nie możemy tego robić przez fejkowe okulary. Jak to zwykle bywa, prawda jest znacznie ciekawsza i ważniejsza niż śmieszne obrazki. Zamiast treści z niesprawdzonych źródeł dzielmy się linkami do wartościowych analiz, dyskutujmy o tym, co się dzieje na świecie.

Recep Tayyip Erdoğan ma na sumieniu wiele rzeczy znacznie gorszych niż nominowanie samego siebie na tego rodzaju stanowiska. Ale rozpowszechnianie fake newsów nie jest dobrym środkiem w walce z autorytaryzmem. Ostatecznie umacnia pozycję dyktatorów, ośmieszając ich przeciwników.

P.S. Żeby nie było wam smutno, odwróćcie podpis Erdoğana o 90 stopni i zobaczcie, co się stanie. (To nie fake!)

Czytaj dalej