Menu Zamknij

Prorok i błazen. Będzie debata Slavoja Žižka z Jordanem Petersonem

Dwóch świetnych interpretatorów i charyzmatycznych mówców. Stare dowcipy z Europy Wschodniej przeciw biblijnym cytatom; wyciągnięte t-shirty i zapuszczona broda przeciw trzyczęściowemu garniturowi i nienagannej fryzurze. A także, jeżeli wierzyć tytułowi: kapitalizm przeciw marksizmowi. Wymarzony filozoficzny crossover od dawna wyczekiwany przez fanów, spotkanie na miarę pojedynku batmana z supermanem (oby wypadło lepiej of filmowej realizacji tej fantazji).

19 kwietnia w Slavoj Žižek i Jordan Peterson spotkają się na oczach kilku tysięcy widzów w Sony Centre w Toronto, by raz na zawsze wyjaśnić, kto jest najpotężniejszym popfilozofem naszych czasów.

 

Prorok

Jordan Peterson to kanadyjski wykładowca, autor dwóch bardzo różnych książek. Jego pierwsze dzieło, Maps of Meaning to dość hermetyczny przewodnik po interpretacji klasycznych mitów naszej kultury napisany w duchu Jungowskiej analizy archetypów. Powraca w nim obraz odwiecznej walki kosmosu z chaosem, obejmującej wszystko: od naszych codziennych wyborów bo najtrwalsze paradygmaty kultury. Chaos zaś uosabiany jest przez znany z mitologii całego świata obraz prastarego potwora – smoka o wielu głowach i kobiecej naturze. Pramatki, która tworzy tylko po to, by wkrótce pożreć swe dzieci.

Druga książka Petersona to popularyzatorski poradnik pt. 12 życiowych zasad. Antidotum na chaos. Wątkiem łączącym wszystkie tytułowe zasady jest lęk przed rozpadem tożsamości i porządku społecznego, którego gwarantem są ustalone normy postępowania i hierarchie. Ich symbolem wśród czytelników Kanadyjczyka stały się homary, których warunkowane hormonami i odruchami losy autor opisuje w jednym z rozdziałów. Skoro nawet homary tworzą hierarchie, skoro nawet wśród nich są zwycięzcy i przegrani – przekonuje Peterson – to porządek, rozumiany właśnie jako gradacja, jest czymś odwiecznym i wiecznym. Podważanie jego istnienia jest szaleństwem, które może nasz świat otworzyć na apokalipsę. Bo tylko porządek trzyma w ryzach straszliwe demony naszej natury i pradawnego smoka chaosu.

Czyli druga książka to właściwie ta pierwsza, tylko napisana jeszcze raz, znacznie prościej.

Ale to nie 12 zasad uczyniło Petersona słynnym, lecz internet. A dokładniej – publiczne wypowiedzi Kanadyjczyka w związku z wprowadzanymi w tym kraju regułami tzw. „politycznej poprawności”. Peterson sprzeciwił się projektowi ustawy wprowadzającej obowiązek zwracania się do każdego wybranymi przez niego/nią zaimkami. Swych poglądów błyskotliwie bronił potem w telewizji, stając się symbolem retorycznego zwycięstwa spod znaku „w punkt” i „zaorano”.

Peterson od dawna uznawał komunistyczny totalitaryzm za ostrzeżenie przed tym, do czego prowadzić może podważanie hierarchii (w domu trzyma jako memento kolekcję przykładów sowieckiej propagandy). Dziś za nowe wcielenie smoka chaosu filozof uznaje postmodernizm („nową skórę, którą zamieszkuje dziś stary marksizm”) oraz „marksizm kulturowy”1.

Jordan Peterson jest prorokiem. Nie dlatego, żebym uważał, że ma rację. Nawet nie ze względu na jakieś bardzo oczywiste figury retoryczne (choć dają się zauważyć inspiracje Petersona stylem amerykańskich kaznodziejów). Peterson jest prorokiem na poziomie najgłębszych struktur mitycznych organizujących logikę jego filozofii. Cechuje go poczucie misji i upadku grożącego „królestwu”. Szanuje wszelką władzę, wierząc w jej boską (naturalną) proweniencję, zarazem – niczym starotestamentalny prorok – bierze na siebie rolę napominania gnuśnego władcy, który nie dostrzega wszechobecnych znaków niebezpieczeństwa. I wreszcie – choć może się to wydać nieco kontrowersyjne wobec religijnej powściągliwości Petersona – przemawia głosem boga. Bóg Petersona to niekoniecznie Jahwe. To niekoniecznie w ogóle bóg osobowy. To mogą być „fakty, które są faktami”, „natura”, „rzeczywistość” – ważne, że Kanadyjczyk ma poczucie, że wnosi do debaty głos spoza realiów ludzkiego sporu, głos objawiony i jako taki niepodlegający dysputom, głos spoza obszaru dowolności interpretacji. To daje mu siłę w walce z postmodernistyczną zarazą.

 

Błazen

Slavoj Žižek to prawdziwy przodownik pracy – od trzech dekad utrzymuje imponujące tempo kilku książek rocznie (łącznie ma ich już na koncie dobrze ponad pięćdziesiąt). Występuje także w popularnych filmach.

Posługując się narzędziami psychoanalizy i marksizmu Žižek dekonstruuje otaczającą nas kulturę, pokazując jej ukryte mechanizmy. Ostrze Žižka zwrócone jest przeciw późnemu kapitalizmowi i jego produkcji kulturowej – wielkim firmom, sieciom handlowym, wzorcom relacji międzyludzkich.

Jego strategia, o czym już kiedyś wspominałem na tych łamach, opiera się na interesującym paradoksie. Żeby rozmontowywać kapitalizm, Žižek starannie ogląda hollywoodzkie superprodukcje, pije kawę w sieciówkach i lata samolotami po całym świecie. Co więcej, swoich odbiorców zaprasza do tego samego, proponując im „rozkosz demaskatora” – usprawiedliwia tym samym konsumpcję dokonywaną w trybie „dekonstrukcji” czy „ironii”. („Mamo, ja nie oglądam seriali cały dzień, ja tylko dokonuję krytyki popkultury w stylu Žižka!”)

Žižek w zaskakująco wielu punktach mógłby się zgodzić z Petersonem. Podstawową dzielącą ich różnicą jest jednak myślenie spiskowe, o które Słoweniec wielokrotnie oskarżał swego kanadyjskiego adwersarza2. Za zło odpowiada, wg Petersona, „marksizm kulturowy”, który ma formę spisku – jest sterowany przez konkretne osoby, w konkretnym (niecnym) celu.

Tymczasem kluczowe dla filozofii Žižka są pojęcia „nieświadomego” oraz marksistowskiej logiki systemowej wykraczającej poza intencjonalne działania jednostek. Tam, gdzie filozofia Petersona opiera się na „skupionej sprawczości”, a więc wskazywaniu winnych i braniu odpowiedzialności (chociażby za własne życie), Žižek ukazuje „odpowiedzialność rozproszoną” – mechanizmy niezależne od jednostek i uwarunkowane systemowo.

W świecie Petersona nieustannie, każdego dnia wybieramy dobro lub zło. Posprzątamy swój pokój lub nie zrobimy tego, będziemy się garbić albo wyprostujemy plecy (to autentyczne przykłady z jego książki!). W świecie Žižka nasz wpływ na rzeczywistość to zaledwie iluzja, którą sprzedaje nam kapitalizm. Nie każdy może stać się milionerem, supermodelką albo genialnym filozofem. Walka z przeciwnościami losu i ciężka praca nic nie da, bo nasz los decyduje się na poziomie znacznie większych struktur wyzysku, dominacji, dyskryminacji… To przeciw nim powinniśmy skierować swą energię.

Dlatego Žižek wybiera maskę błazna. Szydzi ze wszystkich i sam – celowo – pozostaje śmieszny. Jest obsceniczny i wulgarny, gardzi zaszczytami, ale na dworze Króla Kapitalizmu umościł się wyjątkowo wygodnie. Może i nosi wytarte koszulki, ale na nogach ma zawsze skarpetki kradzione z Lufthansy. Specjalnie lata pierwszą klasą na liczne występy, żeby – jak się chwali – podkradać w samolocie ciepłe skarpety rozdawane pasażerom, których stać na najdroższe bilety.

Peterson chce za wszelką cenę ochronić królestwo przed Smokiem. Žižek przekonuje, że królestwo jest Smokiem.

 

Podsumujmy

Prorok

Błazen

żąda wyrzeczeń

apeluje o dyscyplinę

ukazuje/uosabia przesyt

ośmiesza porządek

ascetyczny

obsceniczny

chce chronić królestwo przed Smokiem

ostrzega przed upadkiem

wzywa do pokuty

pokazuje, że królestwo JEST Smokiem

nawołuje do odrzucenia porządku

wzywa do rewolucji

podstawowy gatunek mowy: proroctwo

„patrzcie, oto są znaki upadku”

„opamiętajcie się, albo…”

podstawowy gatunek mowy: żart

„rzeczy nie są tym, czym się wydają”

„król jest nagi”

chciałby umocnić władzę przeciw chaosowi,

ale złemu królowi musi wciąż wypowiadać posłuszeństwo

chciałby obalić króla, ale jest nadwornym błaznem

pasie się na dworze władcy, ale kpi z niego za plecami

 

Filozoficzne MMA

Kto zwycięży?

To oczywiście źle zadane pytanie. Podejrzewam, że tak właśnie skwitowaliby je natychmiast obydwaj adwersarze. I Žižek, i Peterson lubią pokazywać, że pracą filozofa nie jest odpowiadanie na postawione im pytania, a pokazywanie, dlaczego są one źle zadane.

Dlatego to może być interesujące wydarzenie. „Happiness: Marxism vs Capitalism”. Ten tytuł pozornie sugeruje nam dwóch możliwych zwycięzców i dwa obozy. Z jednej strony możemy powiedzieć, że kapitalizm już wygrał. W tej chwili dostępne na stronie wydarzenia bilety do Sony Centre kosztują 999 dolarów kanadyjskich (prawie 3 tys. złotych). Ktoś się na tym filozoficznym MMA nieźle dorobi.

Z drugiej strony – może fakt debatowania o alternatywie oznacza już zwycięstwo marksizmu, bo każde zestawienie „kapitalizmu z marksizmem” jest do pewnego stopnia czynione z perspektywy tego drugiego – samo rozpoznanie kapitalizmu jako kapitalizmu, a nie jako po prostu naturalnego porządku rzeczy równie oczywistego jak grawitacja, jest już często krokiem w stronę spojrzenia krytycznego.

Ale moim zdaniem wygra szczęście. Trzeci człon sprytnie przemycony w tytule debaty. Spod dyktatury szczęścia jakoś nie chce się wyzwolić ani prorok, ani błazen. Zauważyliście, jak podstępnie w tytule walki ukryło się założenie, że kapitalizm i marksizm powinny walczyć o to, kto lepiej zaspokoi naszą potrzebę szczęścia?

Może w tym przesądzeniu kryje się jakieś ciekawe wyzwanie dla proroków i błaznów naszych czasów?


 

 


1Zob. https://www.youtube.com/watch?v=wLoG9zBvvLQ

2https://thephilosophicalsalon.com/a-reply-to-my-critics-concerning-an-engagement-with-jordan-peterson/

Czytaj dalej