Rocznica to jedna z najbardziej skondensowanych form obecności mitu w naszym życiu. Dzięki rocznicom co roku od nowa przeżywamy wszystko, co ważne. Niezwykłe bogactwo historii, religii i jednostkowych doświadczeń zwinięte zostaje w krótki, 365-dniowy cykl, budujący poczucie stabilności i powtarzalności – podwaliny, stanowiące fundament wszelkich struktur społecznych od rodziny, przez wspólnotę lokalną, aż po państwo narodowe.
Rocznice i mity
Mircea Eliade, jeden z moich ulubionych (merytorycznie) badaczy mitu, uznawał doroczne przywołanie przeszłości za jedno z najważniejszych narzędzi scalających grupy społeczne. Nowy Rok jest, na przykład, w wielu kulturach czasem odtwarzania mitów o początku świata. Tak jakby po każdym okrążeniu Słońca świat rodził się na nowo, zmazując dawne winy i niedoskonałości. (Dziś powiedzielibyśmy: doroczny reboot świata).
Wstępujący na tron król odtwarza w ceremonii koronacyjnej mityczne czyny założyciela królestwa, w sposób symboliczny ponownie „zdobywając władzę” nad swymi ziemiami i poddanymi. W całym świecie chrześcijańskim w rocznych cyklach powtarza się historia zbawienia, w której Bóg przychodzi na świat, zostaje ukrzyżowany i zmartwychwstaje. Muzułmanie w tym samym czasie odtwarzają i przeżywają dzieje życia Proroka. Także świeckie ideologie mają swoje kalendarze liturgiczne – dość wspomnieć cykl świąt rewolucji francuskiej, komunizmu czy nazistowskie obrzędy, które Paul Connerton opisuje w książce Jak społeczeństwa pamiętają.
Rok liturgiczny rozpoczynał się 30 sierpnia wraz z rocznicą dojścia Hitlera do władzy, które miało miejsce w roku 1933. Tego dnia każdego roku przemówienie Hitlera na forum Reichstagu transmitowane przez radio zapoznawało „Naród” ze sprawozdaniem z wszystkiego, co Führerowi udało się zrealizować na mocy powierzonej mu władzy; […] Każdego roku 24 lutego uroczystość dostępna wyłącznie dla „starej gwardii” upamiętniała założenie Partii i „ogłoszenie niezmiennego programu” – owych dwudziestu pięciu punktów w Hofbräuhaus w roku 1920. 16 marca przypadał narodowy dzień żałoby, przejęty z Republiki Weimarskiej i poświęcony pamięci poległych podczas I wojny światowej. W ostatnią niedzielę marca czternastolatkowie przystępowali do Hitlerjugend w ramach rytuału przejścia, którego punkt centralny stanowiła – jako czytelna analogia z wyznaniem wiary w Chrystusa podczas konfirmacji – przysięga posłuszeństwa Führerowi. Jego urodziny, przypadające na 20 kwietnia, obchodzone były przemarszem wojsk Wehrmachtu przez Bramę Brandenburską. Obchodzone 1 maja Narodowe święto ludu niemieckiego, którego źródło stanowiło święto pracy, odarte zostało z internacjonalistycznego wydźwięku i zreinterpretowane jako celebracja niemieckiego Volksgemeinschaft. 21 czerwca przesilenie letnie celebrowane było przez paradę SS i Hitlerjugend. Na początku sierpnia Partia demonstrowała swą siłę na Reichsparteitagu. Od 1927 do 1938 ten trwający tydzień zjazd odbywał się w Norymberdze. Średnio uczestniczyło w nim około pół miliona osób, rekord padł zaś w roku 1938, kiedy to zjawiło się ich 950 tysięcy. Stary zwyczaj dożynek odbywających się na początku października zastąpiono Narodowosocjalistycznym Świętem Rolników Niemieckich. Żadne święto nie było obdarzone większym potencjałem siły kultowej niż to, które upamiętniało Pucz Monachijski, ów „chrzest krwi” z roku 1923. Jego przedmiot stanowiło poświęcenie, walka i ostatecznie zwycięstwo „starych wojowników” Narodowego Socjalizmu. Weterani Puczu, odznaczeni „Orderem Krwi”, spotykali się na tradycyjnym zgromadzeniu w monachijskiej piwiarni Bürgerbräukeller 8 listopada, by wysłuchać mowy Hitlera upamiętniającej „szesnastu męczenników ruchu Narodowo-Socjalistycznego”1.
Przykłady można mnożyć praktycznie w nieskończoność.
Rocznice państwowe
Bez rocznic trudno sobie wyobrazić nowoczesne państwo. 1 września, 17 września, 11 listopada, 1 sierpnia, 15 sierpnia – daty te, wśród wielu innych, składają się na oficjalny kalendarz pamięci, co roku opowiadający od nowa dzieje Polski i – w rozumieniu Eliadego – przemieniający je w mit spajający wspólnotę. Analiza dokumentów archiwalnych (i nie tylko) pokazuje, że okresy walki o władzę między różnymi frakcjami czy ideologiami były zawsze także czasem rywalizacji między konkurencyjnymi kalendarzami pamięci.
Jedną z kluczowych form istnienia w przestrzeni publicznej opozycji demokratycznej w PRL, o której to formie często dziś chyba zapominamy, była właśnie organizacja konkurencyjnych wobec władzy uroczystości upamiętniających wydarzenia historyczne.
Oficjalny kalendarz pamięci podporządkowany był z jednej strony wyznacznikom ideologicznym, z drugiej zaś – kombatanckiej wyobraźni organizowanej przez ZBOWiD. Joanna Wawrzyniak odtwarza go szczegółowo w swojej książce poświęconej tej organizacji. Początek roku to czas upamiętniania „Wyzwolenia” – szczególnie istotny w Warszawie. Kwiecień to z kolei miesiąc wspomnień ruchu oporu w obozach – jego centralnym punktem był 14 kwietnia, Dzień Międzynarodowej Solidarności Ruchu Oporu. W tym samym okresie przypadały obchody rocznicy powstania w Getcie. Późna wiosna i lato to z kolei czas obchodów związanych z partyzantką. Następnie jesienią wspomina się początek wojny w rocznicę napaści hitlerowskiej (z centralnymi ośrodkami w Warszawie i Westerplatte). Wreszcie 12-13 października to rocznica bitwy pod Lenino i Dzień Wojska Polskiego2. Do tego dołączyć należy, oczywiście, 1 maja, czy rocznicę rewolucji październikowej.
Kiedy w latach 70 i 80-tych opozycja budowała spójną, ogólnopolską tożsamość, ustanowienie konkurencyjnego kalendarza i konkurencyjnych obchodów było jednym z kluczowych jej wymiarów. Na ulicach świętowano 11 listopada jako zapowiedź ponownego odzyskania niepodległości, które dokonać się ma wkrótce. 3 maja „zrównoważyć” miał 1 maja, 17 września – 1 września, a więc hucznie obchodzoną przez władzę rocznicę inwazji hitlerowskiej, 1 sierpnia – topos Lenino-Warszawa-Berlin.
W roku 1979 jeden z zawodowych obserwatorów opozycji w ten sposób pisał o tej nowej praktyce:
Ta stosunkowo nowa forma działalności zorganizowanych grup antysocjalistycznych zapoczątkowana została w ub. roku w związku z obchodami 60-tej rocznicy odzyskania niepodległości, kiedy dążąc do konfrontacji z władzami aktywiści grup antysocjalistycznych zorganizowali masowe imprezy w Warszawie, Krakowie, Poznaniu i Gdańsku o zdecydowanie wrogim charakterze, przejawiającym się zbiorowymi przemarszami z kościołów, w których odbywały się uroczyste nabożeństwa rocznicowe […] do Grobów Nieznanego Żołnierza bądź pomników o pierwszoplanowym znaczeniu w danym mieście, gdzie demonstracyjnie składano wieńce i wiązanki kwiatów oraz wygłoszono okolicznościowe przemówienia, zwierające akcenty antysocjalistyczne i antyradzieckie. […] Przemarszom i demonstracjom tym towarzyszyło zbiorowe śpiewanie tradycyjnych pieśni wojskowych i religijnych oraz wznoszone przez uczestników wrogie, prowokacyjne okrzyki i hasła3.
Także i dziś lektura stenogramów sejmowych debat poświęconych uchwałom upamiętniającym wydarzenia historyczne dostarczyć może fascynującego materiału do refleksji.
Rocznice prywatne
Ale i nasz prywatny czy rodzinny kalendarz składa się przecież z rocznic. Urodziny to nic innego jak rocznica narodzin nas samych lub naszych najbliższych, a więc niejako dzień, w którym rodzimy się na nowo. Także imieniny stanowią doroczne święto patrona. Dodajmy do tego rocznice ślubów, zaręczyn, „chodzenia ze sobą” i wszystkie te zwykłe/niezwykłe rozmowy: „O, a pamiętasz jak byliśmy na tym pięknym spacerze! Wiesz, że to było dokładnie rok temu!”.
Dziś, dzięki uprzejmości Facebooka, wspomnień takich jest zresztą więcej niż kiedykolwiek dotychczas. Nasz czas mityczny zgęszcza się, obejmując nagle zupę, którą jedliśmy dokładnie dwa lata temu, uroczystą, szóstą rocznicę dodania do znajomych Iksińskiego albo zdjęcie, na którym w ogóle nic nie widać, ale: cokolwiek to było, wydarzyło się dokładnie rok temu.
Sztuka wyboru
Słuchając w radio „kartki z kalendarza” albo zaglądając na Wikipedię można się przekonać, że każdego dnia przypada rocznica nieskończonej liczby ważnych, błahych, strasznych i wspaniałych wydarzeń. Rocznicowe mity okazują się więc nie tyle wyzwaniem dla pamięci – bo wszystkiego spamiętać nie sposób – ile właśnie zadaniem dla sztuki wyboru. Z bliskimi, rodakami czy współwyznawcami łączy nas właśnie to, że zapominamy to samo, decydując się wspólnie na doroczne odtwarzanie tylko małego wycinka rzeczywistości, który nazywamy naszym.
1Paul Connerton, Jak społeczeństwa pamiętają, przeł. Marcin Napiórkowski, Warszawa 2012, ss. 91-92.
2Joanna Wawrzyniak, ZBoWiD i pamięć drugiej wojny światowej 1949-1969, Warszawa 2009.
3Najprawdziwszy dokument prosto z IPN! Informacja dot. prowokacyjnych imprez organizowanych przez grupy antysocjalistyczne z okazji rocznic wydarzeń historycznych (z dn. 16.11.1979), IPN BU 0296/192 t. 1.