Menu Zamknij

Opłaca się zostać humanistą, opłaca się zatrudnić humanistę!

Czy warto studiować kulturoznawstwo? Gdzie znaleźć pracę po filozofii?Już po maturze – pora wybrać studia. Ilu absolwentów stanie w tym roku przed dylematem: podążyć za humanistyczną fascynacją, czy wybrać jakiś „kierunek rynkowy”. Marzenia albo pieniądze, pasja albo kariera…
Jako strukturalista uwielbiam proste przeciwstawienia. Ale to akurat jest jakimś koszmarnym nieporozumieniem!

„Nauki ścisłe górą”

Jeden z ostatnich numerów „Polityki”. Artykuł o jednej z nowych partii próbujących swoich sił na naszej scenie politycznej:

Wśród sympatyków Petru na kongresie przeważali młodzi. Wielu z nich spełniło prośbę organizatorów i na specjalnej ścianie nakleili karteczki ze swymi postulatami. „Bogata Polska – bogaci Polacy!”, „Łatwiejsze przepisy przy zatrudnianiu”, „Koniec PO-PiS”, „Nauki ścisłe górą”.

Proste równanie: jak „nowoczesna” – to „ścisła”.

Nie znam oczywiście kontekstu powstania tej inskrypcji ani dokładnych intencji jej twórczyni lub twórcy. Zgaduję jednak, że młodzi sympatycy nowoczesnej Polski, wychwalając ścisłe nauki pod niebiosa i postulując ich hojniejsze finansowanie, zarazem pozostawiają na marginesie archaiczne i nieprzynoszące większych pożytków kierunki humanistyczne.

Jak to się stało, że humanistyka stała się w oczach wielu synonimem czegoś zacofanego i niepraktycznego? Dlaczego nie znalazło się dla niej miejsce w wyobrażeniach o kraju nowoczesnym, dynamicznie się rozwijającym? Jak mogliśmy dopuścić do tego, że maturzyści wstydzą się mówić o swoich humanistycznych zainteresowaniach, że pracodawcy wykształcenie humanistyczne postrzegają jako bezwartościowe?

Nie ma zapewne jednej przyczyny tego złożonego społecznego trendu.

Jednym z wielu czynników może być jednak sposób, w jaki my sami – akademiccy humaniści – myślimy i mówimy o sobie. Z jakiegoś powodu nie chcemy czy nie umiemy opowiadać o tym, jak humanistyka zmienia nasze codzienne życie, i co ma do zaoferowania inżynierom, fizykom i ekonomistom.

Kiedy słyszymy o „stosowalności”, „zarabianiu pieniędzy”, „powiększaniu PKB” czy „poprawie jakości życia” pospiesznie wyciągamy szpadel, by okopać się w św. Trójcy. „Nie można wszystkiego przeliczać na pieniądze”, „nie wszystko da się sprowadzić do stosowalności i pomierzyć jedną miarą”, „rynek pracy nie może być bogiem”…

To wszystko, oczywiście, prawda! Ale mówiąc tak, wysyłamy niechcący komunikat: „humanistyka nie zarabia pieniędzy”, „nie daje się zmierzyć i zastosować”, „nie ma wartości na rynku pracy”. A przecież wybór kierunku humanistycznego wcale nie oznacza rezygnacji z aktywnego udziału w nowoczesnej rzeczywistości na rzecz pogoni za idealistycznymi marzeniami.

„Przykręcajcie śrubki”

wbrew obiegowej opinii – ryzykują dziś mniej. Bo to właśnie człowiek pozostaje stałym punktem odniesienia w zmieniającym się nieustannie świecie.

Kiedy ponad dekadę temu ja i moi rówieśnicy wybieraliśmy studia, często powtarzano nam, że w ramach nauki (albo wręcz zamiast niej!) powinniśmy przede wszystkim poznać budowę komputerów i… nauczyć się je składać. Do dziś pamiętam dobre rady typu:

Świat się będzie zmieniać, ale komputery są przyszłością. Naucz się, jak umieszczać podzespoły na płycie głównej, a nigdy nie będziesz bezrobotny!

Strach pomyśleć, gdzie dzisiaj są ci, którzy tych rad posłuchali…

To prawda – świat się zmienia. Wczoraj „pożądanym” czy „zamawianym” kierunkiem była informatyka, jutro najpotrzebniejsi będą inżynierowie od budowy mostów. Komputery się zmieniają, a pewnego dnia (zapewne rychło) znikną i zostaną zastąpione przez całkiem co innego. Może technika budowy mostów będzie wkrótce odmienna, a może w ogóle będziemy latać w powietrzu jak boże krówki. Jedno tylko pozostanie (mam nadzieję) bez zmian. To ludzie używać będą komputerów, to ludzie przekraczać będą rzeki, to ludzie wymyślać będą „zawody przyszłości” i zapominać o nich.

Inżynierowie są potrzebni! Ale pod wieloma względami to humaniści – wbrew obiegowej opinii – ryzykują dziś mniej. Bo to właśnie człowiek pozostaje stałym punktem odniesienia w zmieniającym się nieustannie świecie. A być humanistą znaczy: rozumieć człowieka.

Skąd zatem wziął się stereotyp humanisty oderwanego od życia, obłożonego książkami i – przede wszystkim – zajmującego się czymś całkowicie niepraktycznym?

Pora uderzyć się w piersi. To w znacznej mierze nasza wina, że nie potrafimy pokazać własnej użyteczności. Że tak bardzo pilnujemy (ważnych skądinąd!) niezależności, wolności myślenia czy niekomercyjności, że za zniewagę uważamy choćby wspomnienie o własnej całkiem wymiernej wartości. A to przecież nic wstydliwego, że możemy się przydać!

Uczmy praktyków, uczmy się od praktyków!

Przez rok wykładałem na jednej z prywatnych uczelni. (Temat na odrębny tekst…) W ramach „dokształcania kadr” na moje zajęcia z antropologii kultury trafili m.in. pracownicy pobliskiego zakładu karnego, pielęgniarki oraz nauczycielki ze szkoły podstawowej. Nie zapowiadało się dobrze…

Byłem krótko po doktoracie, nie miałem zbyt dużego doświadczenia dydaktycznego. Prowadzę pierwsze zajęcia. Antropologia czasu. Tłumaczę grupie strażników i ekspertów od resocjalizacji całkowicie abstrakcyjną teorię orientacji temporalnych. Czuję się jak ostatni hochsztapler. „Przecież to im do niczego nie potrzebne…”

– Zasadniczo wyróżniamy trzy postawy wobec czasu. Orientacja retrospektywna charakteryzuje się skupieniem na przeszłości i tendencją do nostalgicznego jej wspominania. Orientacja prezentystyczna – silnym nakierowaniem na teraźniejszość. Orientacja prospektywna wiąże się, z kolei, z wybieganiem w przyszłość, snuciem planów…

– Przepraszam. Można?

„No ładnie” – myślę – „wytrzymali trzy zdania… Zaraz mnie stąd wyrzucą…”

– Proszę bardzo.

– Bo ja się tak za bardzo nie znam na teoriach… – Zaczyna zgodnie z moimi przewidywaniami dość kwadratowy facet w jednym z ostatnich rzędów. – … ale to oznacza, że my mamy w osadzonych wypracowywać orientację prospektywną, żeby się resocjalizowali i snuli plany na przyszłość, tak? W tym tekście, co pan kazał przeczytać, było o tych „rytuałach pamięci” i o „sakralizacji przeszłości”… To czyli my im mamy zamiast tych ich rytuałów proponować jakieś nasze, z którymi oni by się mogli związać i poczuć, że przyszłość też do nich należy?

Brzmi zbyt pięknie, żeby było prawdziwe?

Tydzień później omawiałem z pielęgniarkami sposoby budowania intymności pacjenta na podstawie antropologii przestrzeni i teorii Edwarda Halla, innym razem z nauczycielkami rozmawialiśmy o współczesnych ceremoniach inicjacyjnych i znaczeniu Pierwszej Komunii w życiu dzieci.

Moi słuchacze, nieprzyzwyczajeni do abstrakcji, natychmiast przekładali wszystko, co usłyszeli, na konkretne techniki, które pozwalały im pracować w sposób lepszy, wydajniejszy i bardziej twórczy. Dopiero dzięki nim wiedza, którą wyczytałem w książkach, stawała się mądrością.

Na żadnych zajęciach tyle się nie nauczyłem! Do dziś z notatek, które pilnie sporządzałem podczas tamtych ćwiczeń, korzystam przygotowując zajęcia dla studentów na UW. Staram się i o nich myśleć nie jako o zamkniętych w bibliotece pięknoduchach, lecz jako o przyszłych praktykach.

Spójrz na całość!

Oczywiście nie wszystkie teorie humanistyczne są stosowalne w ten sam sposób i równie bezpośrednio. Zapewne historykom czy filologom klasycznym nieco trudniej wykazać swoją „pożyteczność” niż socjologom czy kulturoznawcom. Warto jednak podjąć trud opowiadania o własnych zaletach.

Odpowiadając na pytania o sens humanistyki agresją i odgradzaniem się od „motłochu, który nie czytuje Platona” wyrządzamy krzywdę i sobie, i całemu społeczeństwu. W ostatecznym rozrachunku Bitwa pod Kannami, Cyceron i Goethe także generują PKB i czynią nasze życie lepszym. Żeby to dostrzec, trzeba tylko przyjąć nieco szerszą perspektywę.

Uniwersalność humanistów to nie legenda miejska!

Naprawdę wierzę, że to, co mówię studentom o społecznym funkcjonowaniu znaków, pozwoli im być skuteczniejszymi managerami, bardziej wrażliwymi aktywistami społecznymi albo projektować lepsze reklamy jogurtów. Z kolei moje własne rozumienie semiotyki (a także dydaktyczne podstawy) zawdzięczam bardzo abstrakcyjnym seminariom z filozofii. Seminaria te mogłem zrozumieć dzięki ogólnemu przygotowaniu humanistycznemu, na które składała się m.in. nauka historii. Wszystkie elementy tej układanki są niezbędne! Świat byłby wymiernie gorszy bez badaczy Prousta i kultury hetyckiej.

Kilka tygodni temu Paweł Potoroczyn pisał w eseju dla „Tygodnika Powszechnego”, że niektórzy liberałowie zauważyli wreszcie, że kultura jest ważną częścią gospodarki. Podkreślał zarazem, że to dopiero pierwszy krok. Teraz ekonomiści muszą zrozumieć, że gospodarka jest niczym innym, jak tylko… ważną częścią kultury. To świat ludzkich przyzwyczajeń i wyobrażeń wyznacza ramy dla produkcji i konsumpcji. A humanista jest ekspertem od rozumienia i zmieniania tego świata.

Nie wstydźmy się mówić o sobie dobrze

Pokazywanie własnej użyteczności nie musi oznaczać zgody na przeliczanie wszystkiego na pieniądze. Język rynku może być po prostu kolejnym, w którym humaniści – jeśli chcą – potrafią się komunikować.

Pokazywanie własnej użyteczności nie musi oznaczać zgody na przeliczanie wszystkiego na pieniądze. Język rynku może być po prostu kolejnym, w którym humaniści – jeśli chcą – potrafią się komunikować.

Wszak jako badacze z szacunkiem i zainteresowaniem podchodzimy do języków i wierzeń tubylców z odległych wysp czy starożytnych Egipcjan. Dlaczego więc tak trudno nam spróbować przyjąć perspektywę liberalnej ekonomii? Nie musimy zaraz wierzyć w manę, Ozyrysa czy wszechwładzę rynku! Przecież kluczowymi elementami naszych kompetencji są właśnie umiejętność empatii, patrzenia na świat cudzymi oczami, opartego na szacunku dialogu i rozumienia.

Humaniści! Mówcie językiem rynku. Pokazujcie jak to, co robicie, przekłada się na codzienne sytuacje i wpływa na życie ludzi. Opowiadajcie o swojej skuteczności tak, żeby zrozumieli to ekonomiści i ukształtowane przez ich język społeczeństwo. (Tym łatwiej będzie wam potem pokazać, że nie jest to język jedyny!)

Maturzyści! Idźcie na studia humanistyczne. Nie dlatego, że jesteście gotowi zrezygnować z kariery i wielkich pieniędzy w imię swojej pasji i wyższych wartości. Zostańcie humanistami, bądźcie najlepsi w tym, co robicie, i zmieniajcie świat na lepsze. A przy okazji – jeśli chcecie – róbcie karierę i zarabiajcie mnóstwo pieniędzy. Czemu nie?

Pracodawcy! Zatrudniajcie humanistów. Nie z sentymentu, nie w imię wyższych wartości, ale dla zysku.

To się po prostu opłaca!


[Aktualizacja 28.06.2015]
Ciąg dalszy, odpowiedzi na uwagi i nowe wątki tutaj:

 

Humanista=inżynier od ludzi.

 

 


 

Czytaj dalej