Menu Zamknij

Jak rozmawiać z ludźmi, którzy wierzą w teorie spiskowe, czyli śmieszkowanie strategiczne

Na pewno macie znajomych, którzy wierzą w jedną z „alternatywnych teorii rzeczywistości”. Widzą zamachy albo pradawne imperia tam, gdzie ich nie było, odrzucają szczepionki, wątpią w globalne ocieplenie albo kulistość ziemi… Może są wśród nich wasi bliscy albo przyjaciele; ludzie, na których naprawdę wam zależy… I pewnie też często zastanawiacie się: jak skutecznie z nimi rozmawiać? Ignorować czy wdawać się w dyskusję? Lepiej zachować poważny ton, czy pozwolić sobie na żarty?

Dobrze trafiliście. O tym właśnie jest ten tekst. W oparciu o konkretne przykłady i badania naukowe opisuję tu skuteczność śmiechu w walce z nieracjonalnymi przekonaniami i proponuję kilka technik, które określić można mianem „śmieszkowania strategicznego”. (Serio.)

(Jeżeli zdążyłem kogoś z was urazić już w pierwszym akapicie, bo pośród ewidentnych bzdur wymieniłem też coś, co uważacie za całkiem prawdopodobne – nie przestawajcie, proszę, czytać! Ten tekst adresowany jest przede wszystkim do was. A pod koniec tekstu wytłumaczę się także z wrzucania wszystkiego do jednego worka!)

Jak Superman pokonał Ku Klux Klan (z niewielką pomocą etnografa)

Były mroczne lata czterdzieste. Trwała wojna. Wojna, która toczyła się na wielu frontach. O niektórych z nich wiemy wiele: lądowanie w Normandii doczekało się swoich filmów, mitów i poczesnego miejsca w zbiorowej świadomości. Inne epizody wciąż czekają na opowiedzenie. Bo USA walczyły z rasizmem, dyskryminacją i teoriami spiskowymi nie tylko uderzając w nazistów…

Stetson Kennedy był młodym działaczem społecznym, pisarzem, a przede wszystkim – niestrudzonym zbieraczem folkloru południowych stanów. Z połączenia jego pasji zrodził się szalony pomysł, by przeprowadzić etnograficzne badania Ku Klux Klanu i opisać jego skrzętnie ukrywane struktury, rytuały i mitologie. Zbierając materiały, uczestnicząc w klanowych wiecach i korzystając z pomocy wysoko postawionego „nawróconego” członka klanu1, Kennedy zbudował unikalne archiwum opisujące tajne znaki, pozdrowienia, uściski dłoni i sekretne hasła.

Wreszcie był gotowy do wypuszczenia kontrolowanego przecieku. Ale gdzie i w jaki sposób opublikować materiały, żeby ich siła rażenia była maksymalna?

Jak przystało na badacza i pisarza, Kennedy opublikował książkę (The Klan Unmasked), zasięg jej oddziaływania był jednak nieporównywalnie mniejszy niż kolejnych kanałów, do których dotarł nasz bohater.

Z pomocą przyszedł mu Superman we własnej osobie. Po zwycięstwie nad Hitlerem i Mussolinim twórcy radiowego serialu o człowieku ze stali potrzebowali dla swego herosa nowych wrogów. Padło właśnie na KKK. 16-odcinkowy cykl „Clan of the Fiery Cross” okazał się strzałem w dziesiątkę. A dzięki współpracy autorów z Kennedym był także pełen informacji o autentycznych „tajemnicach” Klanu.

Za pośrednictwem kierowanej do dzieci i młodzieży audycji cała Ameryka dowiedziała się, że „tajny język” KKK polega na dodawaniu do różnych wyrazów cząstki „kl”… Poszczególne funkcje w ramach organizacji to np. „klaliff”, „klexter” czy” „klawalerzysta”. Brzmi jak głupawa dziecięca zabawa? Dodajmy do tego, że najwyżej postawieni członkowie nadawali sobie przydomki w rodzaju „Wysoki Cyklop” czy „Wielki Smok” albo… „Główny Trzepacz Tyłków”.

Z dnia na dzień Klan stracił powab tajemniczego bractwa pełnego sekretów. Nagle objawił się społeczeństwu w całej swej prawdziwości: jako banda infantylnych rasistów noszących prześcieradła i lubujących się w tajnych symbolach godnych Timura i jego drużyny albo Dzieci z Bullerbyn…

Było po sprawie. Nikt nie chciał z własnej woli dołączyć do organizacji, z której śmiała się cała Ameryka.

W stronę teorii…

Ale opowieść o ośmieszeniu KKK to tylko anegdota. Na każdą anegdotę moi rozmówcy mają zwykle dziesięć lepszych. Czy istnieją jakieś badania potwierdzające w większej skali skuteczność strategicznego śmieszkowania? Otóż istnieją!

Grupa węgierskich badaczy opublikowała niedawno we „Frontiers in Psychology” wyniki bardzo ciekawego eksperymentu. W literaturze przedmiotu wspomina się zwykle o trzech podstawowych sposobach przekonywania ludzi wierzących w teorie spiskowe:

  1. Podanie nowych faktów, które wywracają wcześniejszą strukturę logicznego dowodzenia.
  2. Zbudowanie dystansu między osobą, którą chcemy przekonać, a wspólnotą wyznającą teorie spiskowe, na przykład przez jej ośmieszenie2.
  3. Zmniejszenie dystansu między osobą, którą chcemy przekonać, a przedmiotem teorii spiskowych (np. Żydami, naukowcami, imigrantami itp.) poprzez zwiększenie empatii odbiorców.

Naukowcy przedstawili grupie badanych teorię spiskową dotyczącą współczesnych Węgier (zmowa żydowskich bankierów, którzy sterują losami świata za pomocą m.in. Unii Europejskiej). Zbadano stopień zaufania badanych wobec tej opowieści („Na ile zgadzasz się z następującymi stwierdzeniami…” w skali 1-10).

Następnie badanych podzielono na cztery grupy. Jednym przedstawiono racjonalne argumenty wskazujące na nieścisłości w przedstawionym wcześniej wywodzie (strategia 1 – podawanie faktów); drugich skonfrontowano z wypowiedzią ośmieszającą wcześniejszą teorię (strategia 2 – budowanie dystansu wobec wyznających spiski), trzecią grupę próbowano nastroić bardziej empatycznie wobec tych, o których teoria opowiadała (strategia 3). Czwarta grupa (kontrolna) wysłuchała prognozy pogody. (Dla nieobeznanych z metodologią badań naukowych: to wbrew pozorom bardzo ważne przy ustalaniu skuteczności poszczególnych strategii! Chodziło o to, żeby np. przekonać się, czy przypadkiem odczekanie kilku minut przy dowolnym komunikacie nie ma trzeźwiącego wpływu na zwolenników teorii spiskowych.)

Po wysłuchaniu „komunikatu prostującego” (albo prognozy pogody) respondenci ponownie odpowiadali na pytania na temat przedstawionej teorii spiskowej. Co się okazało?

Najważniejszym i podstawowym narzędziem w walce z teoriami spiskowymi może i powinno być zatem rozwijanie w odbiorcach umiejętności logicznego myślenia i dostarczanie im sprawdzonych danych podważających twierdzenia „spiskowców”.

Dwie pierwsze strategie mają podobną skuteczność! Wbrew temu, co często wcześniej sądzono, racjonalne przekonywanie działa na zwolenników teorii spiskowych3. Najważniejszym i podstawowym narzędziem w walce z teoriami spiskowymi może i powinno być zatem rozwijanie w odbiorcach umiejętności logicznego myślenia (lepsza szkoła!) i dostarczanie im sprawdzonych danych podważających twierdzenia „spiskowców” (lepszy internet!).

Ale ośmieszanie także okazało się skuteczne! Badani, których skonfrontowano z nagraniem stawiającym wierzących w teorię w negatywnym świetle, nie chcieli być zaliczani do grupy opisanej wcześniej jako „śmieszna” czy „nieracjonalna”. Wielka siła teorii spiskowych i ruchów pseudonaukowych tkwi w tym, że budują one atrakcyjne dla swych członków wspólnoty. Przynależność do takich wspólnot (rozmowy na forach antyszczepionkowych, wspólne narzekanie na Żydów i jaszczuroludzi, lektury książek o prastarych imperiach) dostarcza członkom pozytywnych bodźców i wzmacnia skłonność do zgadzania się z głoszonymi przez daną grupę twierdzeniami. Z kolei ilekroć dana osoba spotyka się z szyderstwem z danej grupy czy teorii, otrzymuje bodziec negatywny (karę). Gdzieś głęboko w mózgu dokonuje się nieustanny, nieświadomy rachunek emocjonalnych zysków i strat, który bardzo wpływa na to, w co chcemy wierzyć, a w co wątpić.

Rewersem tego mechanizmu jest konieczność budowania pozytywnego, atrakcyjnego obrazu nauki. Nie wygramy tej walki, jeżeli pacjenci/czytelnicy/widzowie nie będą się z własnej woli chcieli utożsamić z tym, co robimy i mówimy. Druga strona też przecież uprawia strategiczne śmieszkowanie i w pewnych kręgach wstyd zaufać „BigPharmie” albo „żałosnym archiwalnym szczurom zastraszonym przez Niemców i Watykan”.

Trzecia strategia, wbrew nadziejom badaczy, nie zadziałała. Nie można odwrócić ludzi od wiary w teorie spiskowe podsuwając im czułe czytanki o reptilianach. Chociaż przed badaniem tego właśnie chyba się spodziewano:

Fragment z omawianego artykułu…

Z kronikarskiego obowiązku donoszę, że także prognoza pogody nie ma zbawiennego wpływu na umysły zwolenników spisku.

Z punktu widzenia semiotyki mediów

Z punktu widzenia semiotyki, którą się zajmuję, śmieszkowanie jest ważne z jeszcze jednego powodu. Jest znacznie lepiej niż strategia racjonalnej argumentacji dopasowane do środowiska medialnego, w którym rozchodzą się współczesne teorie spiskowe.

Teorie spiskowe (a także pseudonauka czy legendy miejskie) funkcjonują dziś nie w postaci odrębnych tekstów, lecz jako chmury rozproszonych znaków. Bardzo rzadko spotykamy całościowe wykłady danej spiskowej koncepcji. Raczej natykamy się na jej fragmenty, których zrozumienie wymaga odniesienia do kolejnych i kolejnych. Tak działają spiskowe memy, antyszczepionkowe fanpejdże, a nawet najważniejsze pseudonaukowe książki, które zawsze poprzedzone są i obudowane wielowarstwową internetową mitologią pełną fałszywych źródeł, pseudoargumentów, a także wyrwanych z kontekstu czy dawno obalonych twierdzeń naukowych.

Dzięki rozwojowi internetu znacznie łatwiejsze staje się także budowanie utwierdzających w przekonaniu wspólnot. Dawniej, jeżeli gdzieś w Olsztynie mieszkał jeden zwolennik koncepcji, że Księżyc zbudowany jest z sera, a w Ottawie – drugi, to ci dwaj nigdy nie mieli szansy się spotkać. Dziś mogą nie tylko błyskawicznie wyszukać się przez internet, lecz także założyć Stowarzyszenie Serowego Księżyca i rozpocząć owocną rekrutację (najlepiej wśród zwolenników Płaskiej Ziemi i Spisku Myszy).

Osoba, która już zapisze się do kilku grup poświęconych wybranej „alternatywnej teorii rzeczywistości”, otrzymuje nieprzerwany strumień pozytywnych wzmocnień dzięki zjawisku „bańki informacyjnej”

Osoba, która już zapisze się do kilku grup poświęconych wybranej „alternatywnej teorii rzeczywistości”, otrzymuje nieprzerwany strumień pozytywnych wzmocnień dzięki zjawisku „bańki informacyjnej”. Wszelkie informacje o kontrargumentach docierają do niej już w ochronnym kokonie, zwykle w szyderczym tonie np. jako „kolejne kłamstwa Big Pharmy”. Dlatego skuteczne zniechęcenie do grupy „alternatywnie wyjaśniającej rzeczywistość” stanowi kluczowy element przeciągania na drugą stronę. Dopiero po takim odcięciu nasze racjonalne argumenty mają szansę przebić się przez pole siłowe spiskowej wizji świata.

Kilka konkretnych rad

  1. Skuteczne szyderstwo powinno być zwrócone przeciw samej teorii (a pośrednio przeciw wyznającej ją wspólnocie), lecz nie bezpośrednio przeciw osobie, którą chcemy przekonać.
  2. Strategiczne śmieszkowanie nie może też psuć języka debaty. Obrażanie, wykorzystywanie fałszywych newsów, marginalizowanie logiki na rzecz emocji to podcinanie gałęzi, na której siedzimy. Ostatecznie pseudonauka zawsze wygra z nauką w konkursie na to, kto będzie bardziej dosadny, złośliwy i kto lepiej zmyśla. Jeżeli zejdziemy do tego poziomu – pseudonauka po prostu pokona nas doświadczeniem.
  3. Strategiczne śmieszkowanie powinno mądrze wykorzystywać medium, w którym się realizuje. Na przykład mediach społecznościowych skuteczny może się okazać treściwy mem (np. zestawiający ośmieszaną teorię z bardzo podobną, powszechnie odrzucaną, czy przejaskrawiający ją w sposób obnażający jej absurdalność).

I jeszcze ostatnia wskazówka.

  1. Myślenie o teoriach spiskowych czy pseudonauce w kategoriach porównawczych pozwala dostrzec jej elementy także tam, gdzie nie jesteśmy pewni, czy to, co słyszymy, można uznać za wiarygodne. Im więcej teorii spiskowych znasz, tym łatwiej rozpoznasz nową, gdy tylko na nią trafisz. Moje doświadczenie pokazuje, że ta strategia działa też nieźle w rozmowach z osobami wyznającymi jedną z nich. Co prawda „teorie alternatywne” mają tendencję do łączenia się w konglomeraty i osoba, która wierzy w spisek reptilian, łatwiej uwierzy też w szkodliwość szczepionek (pewnie i tak produkują je jaszczuroludzie…). Nikt jednak nie wierzy we wszystkie spiski. Jeżeli więc skonfrontujemy osobę wierzącą, dajmy na to, w spisek historyków przeciw Wielkiej Lechii z uderzająco podobnymi co do struktury rozważaniami na temat spisku w medycynie, jest szansa, że podda refleksji także swoje własne przekonania…

P.S. „Czy przestanie pan wreszcie śmiać się z Lechitów?”

Autorzy zaprzyjaźnionego profilu poświęconego Imperium Lechitów pytali niedawno, czy przestanę wreszcie robić sobie żarty z prasłowiańskich imperiów.

W świetle powyższych rozważań jest to trudne pytanie…

Z jednej strony widzieliśmy, że badania potwierdzają, że śmieszkowanie może okazać się skutecznym orężem w walce z pseudonaukowymi teoriami.

Z drugiej strony, gdy żarty czy docinki stają się dla kogoś przykre czy frustrujące, to ja mam z taką metodą jednak problem. Moim celem nie jest urażenie kogokolwiek. Nie żywię negatywnych uczuć ani wobec autorów krytykowanych przeze mnie pozycji, ani – tym bardziej – wobec ich entuzjastycznych czytelników. Poza bardzo nielicznymi przypadkami (np. nawoływanie do unikania mammografii lub szczepień), nie uważam, że błędne poglądy trzeba koniecznie „zwalczać” czy „tępić”. Mity różnego rodzaju są nam potrzebne! Baśnie, legendy, opowieści o bogach i herosach – w tej lub innej postaci muszą istnieć w każdej kulturze i nie moglibyśmy bez nich żyć.

Z trzeciej strony – i to już puenta całego tekstu – drodzy Lechici, spróbujcie mnie zrozumieć!

Wcale nie robię tego złośliwie. Spędziłem ładnych parę lat pracując nad książką w dużej mierze opartą o dokumenty archiwalne. Wiem trochę o tym, jak się dzisiaj takie rzeczy pisze. Dlatego doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak ciężko pracują prawdziwi historycy i archeolodzy zajmujący się czasami przedchrześcijańskimi, żeby odkryć jakiś drobiazg. Odnalezienie jednej wzmianki w kronice, śladu osady, przerdzewiałego hełmu okazuje się dla nich niejednokrotnie dziełem życia. Do tego interpretacje napisane w oparciu o takie znaleziska są zawsze niezwykle ostrożne. „Może tak, może inaczej”, „nie wykluczamy”, „potrzeba więcej danych”…

A tu przychodzi osoba bez odpowiedniego wykształcenia i warsztatu i minimalnym nakładem pracy chce nagle wywrócić wszystko do góry nogami, twierdząc, że wszyscy przed nią byli głupi, głusi, ślepi i przekupieni przez niemieckiego zaborcę. Oj, nie tak robi się rewolucje w nauce…

Naprawdę z tego punktu widzenia książki o Wielkiej Lechii są strasznie zabawne. Śmieję się więc nie tylko strategicznie. Także dlatego, że jest się z czego śmiać.

To może pośmiejemy się razem?

 


1Zakres tej pomocy i to, ile z „sensacyjnych przygód” zawartych w tekstach Kennedy’ego (zwłaszcza w I Rode With the Ku Klux Klan) faktycznie było udziałem samego badacza to obecnie kwestie sporne. W swoich książkach Kennedy pomijał istnienie wielu informatorów ze względów bezpieczeństwa. Przyczyniło się to jednak do wykreowania nieco nazbyt pozytywnego i awanturniczego autoportretu nieustraszonego etnografa-szpiega. (Zob. Stephen J. Dubner, Steven D. Levitt, Hoodwinked?, http://www.nytimes.com/2006/01/08/magazine/hoodwinked.html)

2„To achieve this, one can demonstrate that those people who hold such beliefs are characterized by negative traits or they are targeted as being ridiculous. As practically no one wants to be ridiculed by others, the ridiculing argument can be fueled by the ego-protective function” Gabor Orosz i in., Changing Conspiracy Beliefs through Rationality and Ridiculing, Front. Psychol., 13 October 2016 | https://doi.org/10.3389/fpsyg.2016.01525

3Wielu badaczy uważało, że ponieważ teorie spiskowe są irracjonalne ze swej natury, pozostają odporne na racjonalne argumenty i wykazywanie błędów w dowodzeniu. Zob. np. J. Bartlett, C. Miller, The Power of Unreason. Conspiracy Theories, Extremism and Counter-Terrorism, Demos, London 2010.

Czytaj dalej