Menu Zamknij

Teczki, mity, znaki. Antropolog z wizytą w Instytucie Pamięci Narodowej

TeczkaCo powiedzieliby szamani kanadyjskich plemion, gdyby obejrzeli wczorajsze wydanie Wiadomości? Czy Instytut Pamięci Narodowej można traktować jako przykład współczesnego myślenia mitycznego? Dlaczego nie trzeba zaglądać do teczek, żeby wypowiadać się na ich temat?

Prawda to podstawa!

Choć zgodnie z klasyczną typologią ks. Tischnera prawda wydaje się czymś zupełnie oczywistym, z punktu widzenia antropologii tyle jest różnych jej definicji, ile grup społecznych.

Można wskazać społeczeństwa, które prawdę definiują jako „historię opowiedzianą przez mity” i takie, które „mit” i „prawdę” uważają za kategorie przeciwstawne; historycznie wyróżnić można uczonych wierzących wyłącznie w prawdę rozumu, dla których dowód empiryczny (jako jednostkowy) byłby pozbawiony jakiejkolwiek wartości, ale też takich, dla których wartość prawdy posiada jedynie świadectwo zmysłów.

Bytem szczególnie zmiennym jest zaś prawda jako kategoria polityczna. Czasem wydaje się tożsama z prawdą historyczną, innym razem ustala ją sąd, lecz wskazać można także konteksty, w których bez szczególnych oporów przyjmujemy, że o prawdzie orzeka wola większości (w pewnym dość dosłownym sensie nad „prawdą” głosują na przykład komisje śledcze). Wydaje się więc, że tyle jest różnych prawd, ile praktyk do niej odwołujących.

Jak jest skonstruowana prawda dokumentów, o której słyszymy w kontekście Instytutu Pamięci Narodowej? Co to właściwie znaczy – dla szerokiej publiczności, poza ramami archiwistycznego żargonu – że jakieś dokumenty są autentyczne albo prawdziwe?

Tubylcy i ich prawdy

Prawda IPN jest wyłącznie prawdą jego dokumentów, przy czym Instytut odnosi się do ich istnienia, a nie zgodności z „zewnętrzną rzeczywistością”

Zacznijmy od zestawienia dwóch niekonwencjonalnych przykładów rozumienia prawdy.

Pierwsza wypowiedź stanowi świadectwo trudnego spotkania między zachodnią tradycją prawniczą a wyobrażeniami Pierwszych Mieszkańców kontynentu amerykańskiego:

[…] jeśli nie istnieje odpowiednia tradycja oparta na przekazie ustnym, to sąd powinien przesłuchać szamanów, potrafiących ujrzeć w snach umowy, które ich przodkowie zawarli z pierwszymi europejskimi osadnikami. […] «Dla ludów północno-zachodniego wybrzeża […] słowa wypowiadane przez wodzów są naturalną i nieodłączną podstawą prawdy».”1

Przesłuchiwanie przed sądem szamanów, podobnie jak definicja prawdy mówiąca, że „wódz mówi prawdę” a zatem „prawdą jest to, co mówi wódz”, ma prawo brzmieć zabawnie (na tyle oczywiście, na ile humor stanowi najgłębszy fundament refleksji antropologicznej). Nim jednak oddamy się wesołości, przyjrzyjmy się drugiemu przykładowi.

Drugi przykład dotyczy Polski.

Kiedy na początku roku 2005 światło dzienne ujrzała słynna „Lista Wildsteina”, udostępniająca opinii publicznej wymieszane dane tajnych współpracowników i osób rozpracowywanych przez organy bezpieczeństwa państwa, do IPN wpłynęły tysiące wniosków o wydanie statusu pokrzywdzonego, który poświadczałby znajdowanie się po tej „dobrej” stronie. Jeden z takich wniosków, zgłoszony przez dziennikarza radiowego i telewizyjnego Tadeusza Sznuka, stał się początkiem długotrwałej potyczki z Instytutem, która dla obserwatora z zewnątrz przypomina nieco logikę Paragrafu 22. Dziennikarzowi odmówiono statusu pokrzywdzonego, a następnie wglądu w dokumenty, gdyż ten przysługiwał wówczas… osobom pokrzywdzonym lub tym, którzy przyznali się do współpracy. Po długiej prawnej batalii obfitującej w zwroty akcji redaktor Sznuk żąda od IPN przeprosin oraz włączenia do akt jego sprostowania. Z naszej perspektywy szczególnie interesująca wydaje się jedna z ostatnich wymian listów pomiędzy dziennikarzem a prezesem IPN, gdyż pozwala dostrzec kwestię definicji prawdy jako problem kluczowy. Redaktor Sznuk zwraca się do profesora Kieresa z następującą prośbą:

Co ma zrobić człowiek, który całe życie pracował na zaufanie innych ludzi, a teraz stanął pod tak hańbiącym oskarżeniem? Co zrobić, aby dojść prawdy? Wiem, że działanie Instytutu jest kierowane przepisami ustawy. Ale też wiem teraz, na własnym przykładzie, że te przepisy nie każdej jednostce dają możliwość obrony.

Szanowny Panie Profesorze, bardzo proszę pomóc mi w dojściu do prawdy, a przynajmniej proszę wskazać mi drogę do niej.2

Prezes IPN odpowiada:

Instytut Pamięci Narodowej działa na podstawie ustawy […], która w sposób szczególny reguluje kwestię dostępu do dokumentów. Prawo wglądu do dokumentów służy bowiem pokrzywdzonym i w ograniczonym zakresie także funkcjonariuszom, pracownikom i współpracownikom organów bezpieczeństwa państwa, po złożeniu przez nich oświadczenia o fakcie służby, pracy lub współpracy.

A dalej:

Odnosząc się do stwierdzenia wnioskodawcy, iż nigdy nie współpracował z organami bezpieczeństwa państwa wyjaśnić należy, iż ustawa o IPN nie daje podstaw, aby Prezes Instytutu prowadził postępowanie mające na celu ustalenie, czy osoba, która figuruje w posiadanych aktach jako tajny współpracownik organów bezpieczeństwa państwa w rzeczywistości współpracowała z organami bezpieczeństwa państwa. 3

Prawda IPN jest zatem wyłącznie prawdą jego dokumentów, przy czym Instytut odnosi się do ich istnienia, a nie zgodności z „zewnętrzną rzeczywistością”. Ponadto sam dostęp do dokumentów (a więc dostęp do prawdy) uzależniony jest od tego, co znajduje się w archiwum.

Byłoby całkiem zrozumiałe, gdyby kanadyjscy szamani kręcili z niedowierzaniem głową, czytając cytowaną wyżej korespondencję. Jednak to właśnie w takich kontekstach zadziwienie okazuje się podstawą refleksji antropologicznej, umożliwiając spojrzenie na siebie samych „oczyma innego”.

Gromadzić i udostępniać

[…] to, co jest w archiwum, jest prawdą w sensie bardzo dosłownym. Dokumenty pozbawione interpretacji nie są bowiem semiotyczną reprezentacją prawdy, lecz właśnie prawdą samą.

IPN wchodzi w posiadanie niestworzonych przez siebie dokumentów, funkcjonujących w dyskursie politycznym jako „teczki”, nie wypowiadając się, co ważne, na temat ich zawartości. To istotny punkt, który powracał będzie w dalszych rozważaniach: praktyki i instytucje IPN nie odnoszą się do treści zapisów, a jedynie do ich istnienia. Jest to źródłem specyficznego modelu prawdy.

W odbiorze społecznym losy dokumentów z IPN stanowią klasyczny przykład myślenia za pomocą rzeczy, a więc myślenia mitycznego, które zarazem podszywa się pod myślenie za pomocą słów i jego „obiektywne” kategorie prawdy związane z nauką, historią itp. Organizujące pracę Instytutu reguły są systemami operacji dotyczącymi rzeczy (analogicznymi np. do reguł kolekcjonowania czy wymiany). Stąd niezwykła siła rażenia IPN – rzeczy zawsze uderzają mocniej niż słowa.

Skoro IPN zajmuje się rzeczami, a nie słowami, nie powinno dziwić, że zajmuje się raczej dokumentami, a nie ich treścią. I tak, na przykład, choć organy bezpieczeństwa państwa zbierały różne poufne informacje o obywatelach, często wskazujące na ich naganne moralnie postępowanie, IPN – w świetle ustawodawstwa powołany do rozstrzygania w kwestiach moralnych9 – nie ocenia moralnie treści donosów, a jedynie ich istnienie. W zakresie dociekań Instytutu leży więc wiedza o tym, kto donosił na Kowalskiego i czy Kowalski donosił, lecz nie ile kochanek miał w świetle zgromadzonych w archiwach materiałów.

W tym świetle to, co jest w archiwum, jest prawdą w sensie bardzo dosłownym. Dokumenty pozbawione interpretacji nie są bowiem semiotyczną reprezentacją prawdy, lecz właśnie prawdą samą. W tym kontekście wydaje się, że archiwa są „dobre do myślenia” w znaczeniu Levi-Straussowskim – odwołujemy się do nich nie dlatego, że zawierają prawdę, lecz dlatego, że są dobre do tworzenia prawdy – poręczne jak liczmany, totemy albo muzealne kolekcje…

Myślenie za pomocą rzeczy w „czasie pamięci”

W operacjach na przedmiotach, jakie proponuje nam współczesna kultura pamięci poprzez archiwa, lecz także muzea, prywatne kolekcjonerstwo czy pasję rekonstrukcji historycznych, nasza wola prawdy odmawia poprzestawania na słowach, pragnąc powrotu do samych rzeczy.

„Gorączka archiwów” to ważny element „czasu pamięci”10, jaki ostatnio przeżywamy. Współczesna pamięć, ufundowana z jednej strony na lęku przed przemijaniem, z drugiej – na lęku przed powtórzeniem, może być wręcz określona mianem „pamięci archiwalnej”11. To, co zachowane w archiwum wydaje się wyjęte z procesu historii w ten sposób, że ani nie odejdzie w zapomnienie, ani nie powróci jako nieznane. Obowiązek pamięci stanowi zatem warunek maksymy „nigdy więcej”, lecz skoro pamięć nie ufa już samej sobie, poszukuje gwarancji w tym, co wydaje się esencją trwałości – w namacalności rzeczy: „polega całkowicie na materialności śladu, bezpośredniości nagrania, widoczności znaku”12.

W tym kontekście nie powinno zaskakiwać nas, że pamięć wypowiada się nie tylko za pomocą słów, lecz także za pomocą rzeczy. Uobecnia się w rodzinnej kolekcji pamiątek, muzealnej ekspozycji czy właśnie w postaci klasycznego archiwum. Nora, wskazując w cytowanym tekście na związek między kategoriami pamięci i narodu pokazuje, że rzeczy – przez swoją materialność wyraźniej niż słowa – należą do kogoś. W ten sposób każda kolekcja projektuje podmiot zbieracza czy zbiorową tożsamość oglądających, dla których pozostaje obdarzona sensem. Nie przypadkiem w nazwie IPN mieści się „pamięć narodowa”, a najnowsza wersja preambuły wyraźnie konstytuuje właśnie naród jako podmiot pamięci.

A jednak rzeczy nigdy nie wyczerpują się w samym tylko upamiętnianiu. Zgodnie z genialną intuicją Claude’a Levi-Straussa stanowią także poręczne narzędzie kategoryzacji świata. Taką historią opowiedzianą zgodnie z „logiką konkretu” cechującą „myśl nieoswojoną” jest mit13. Współczesne archiwum gromadzi dokumenty jako rzeczy – niech świadczy o tym fakt, że rozróżniamy wyraźnie między oryginałem i kopią dokumentu, nie są więc one „tylko znakami” jak słowa. Zarazem, jak to pokazaliśmy wcześniej, archiwum tworzy nowe teksty poprzez operacje na posiadanych dokumentach, a więc, zgodnie z „logiką majsterkowania”, wypowiada się za pomocą rzeczy. Fakt, że te rzeczy są akurat tekstami, nie jest kluczowy, gdyż w wielu sytuacjach, co staraliśmy się pokazać wcześniej, nie są one interpretowane, a więc traktowane jako teksty.

Zrozumienie tych procesów jest ważne. Nie chodzi o zwalczanie czy nawet demaskację współczesnych mitów, lecz jedynie o docenienie znaczenia, jakie residua myślenia mitycznego wciąż odgrywają w naszym życiu.

W operacjach na przedmiotach, jakie proponuje nam współczesna kultura pamięci poprzez archiwa, lecz także muzea, prywatne kolekcjonerstwo czy pasję rekonstrukcji historycznych, nasza wola prawdy odmawia poprzestawania na słowach, pragnąc powrotu do samych rzeczy. W ten sposób w „czasie pamięci” przeszłość powraca na pierwsze strony gazet i do dyskusji przy rodzinnych stołach, raz jeszcze podejmując z teraźniejszością i przyszłością walkę o rząd dusz.


Tekst stanowi skróconą i zmienioną wersję artykułu Prawda archiwów, „Kultura współczesna” 4/2011. Pełna wersja artykułu dostępna na stronie periodyku:

http://kulturawspolczesna.pl/archiwum/2011/4-70

Przypisy

1A. Kuper, Wymyślanie społeczeństwa pierwotnego, przeł. T. Sieczkowski, A. Dąbrowska, Kraków 2009, s. 227.

2List Tadeusza Sznuka do prof. Leona Kieresa, Prezesa IPN z dn. 14.05.2005. Udostępniony przez nadawcę. http://www.zarejestrowany.pl/Dok1.pdf

3Odpowiedź prof. Leona Kieresa z dn. 3.08.2005. Udostępniona przez adresata. http://www.zarejestrowany.pl/Dok1.pdf

4„Kto posiadając bez tytułu prawnego dokumenty organów bezpieczeństwa państwa, w rozumieniu art. 3, nie wydaje ich Prezesowi Instytutu Pamięci Narodowej, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.” Ustawa o ujawnianiu informacji o dokumentach…, Art. 29a. 1.

„Każdy, kto bez tytułu prawnego posiada dokumenty zawierające informacje z zakresu działania Instytutu Pamięci, jest obowiązany wydać je bezzwłocznie Prezesowi Instytutu Pamięci.” Ustawa o IPN, art. 28. 1.

5Ustawa o IPN…, art. 2.1.

6Ustawa o IPN…, art. 37.

7Ustawa o IPN…, art. 42.

8„Wyłonienie się myślenia symbolicznego musiało sprawić, że kobiety, jak słowa, stały się rzeczami podlegającymi wymianie. Było to bowiem w tym nowym przypadku jedynym sposobem przezwyciężenia sprzeczności, która powoduje, że ta sama kobieta jest postrzegana pod dwoma niedającymi się pogodzić aspektami: z jednej strony jako przedmiot własnego pożądania, a więc jako pobudzająca instynkty seksualne i instynkt zawłaszczania, z drugiej zaś – jako podmiot ujmowany jako taki, a pożądany przez innego i stanowiący przez to środek spowinowacenia go ze sobą. […] Inaczej niż słowo, które stało się wyłącznie znakiem, kobieta jest więc zarazem znakiem i wartością.” C. Levi-Strauss, Structures… , Paris 1967, s. 569, cyt za: K. Pomian, Słownik pojęć antropologii strukturalnej Levi-Straussa, [w:] C. Levi-Strauss, Antropologia strukturalna, przeł. K. Pomian, Warszawa 2009, s. 384.

9Złożenie fałszywego oświadczenia lustracyjnego uniemożliwia sprawowanie niektórych urzędów właśnie stojąc w sprzeczności z ustawowymi zapisami o wymaganej „nieskazitelności charakteru”.

10Por. J. Winter, The Generation of Memory: Reflections on the Memory Boom in Contemporary Historical Studies, „Bulletin of German Historical Institute in Washington”, nr 27 2000.

11Koncepcja nienowa, bo znajdująca źródło już w Nietzscheańskim modelu „historii antykwarycznej” por. F. Nietzsche, Pożyteczność i szkodliwość historii dla życia, [w:] Niewczesne rozważania, przeł. L. Staff, Kraków 2004, ss. 75-79. Warto podkreślić, że Nietzsche doskonale zdaje sobie sprawę z „przedmiotowego” aspektu tego rodzaju pamięci oraz z jego bliskim związkiem z pojęciami „oswojenia” czy „uczynienia możliwą do zamieszkania” rzeczywistości: „To, co małe, ograniczone, zbutwiałe i zestarzałem, otrzymuje swą własną godność i nietykalność przez to, że zachowawcza i czcząca dusza antykwariusza przesiedla się w te rzeczy i urządza sobie tam przytulne gniazdo.” (s. 75)

12Tamże, s. 13.

13Związek między strukturami klasyfikacji a ich „znarratywizowaną” formą, jaką stanowi mit, najczytelniej pokazuje chyba metafora muzyczna rozwinięta w Uwerturze do pierwszego tomu Mythologiques. Por. C. Levi-Strauss, Surowe i gotowane, przeł. M. Falski, Warszawa 2010, ss. 10-38. Por. także E. Leach, Levi-Strauss, przeł. P. Niklewicz, Warszawa 1998, rozdz. Struktura mitu oraz Słowa i rzeczy.

Czytaj dalej