Menu Zamknij

Umarszowienie polityki. 3 powody, dla których Polacy pokochali świeże powietrze

UmarszowienieCała Polska maszeruje. Jak nie za, to przeciw; jak nie maszeruje, to biegnie albo stoi (blokując inne marsze). To chyba dobra okazja, żeby przyjrzeć się szerzej spotkaniu chodzenia i polityki. Bo w ostatnich latach polska polityka doświadcza prawdziwego UMARSZOWIENIA.

Oto trzy najważniejsze moim zdaniem aspekty umarszowienia, a zarazem trzy powody, dla których w ostatnich latach oszaleliśmy na punkcie demonstracji, manifestacji, wieców i pochodów.

1. Umarszowienie jako powrót wykluczonych ciał

Umarszowienie czytać można jako przywrócenie wypartego żywiołu cielesnego i materialnego.

Jedną z najważniejszych cech dobrego mitu jest zaangażowanie cielesne wierzących. Wyobrażenia, które dziś często znamy w postaci tekstów – jak choćby mitologia grecka – istniały pierwotnie poprzez multum relikwii, rytuałów, ceremonii… Mity całego świata lubują się w wynajdywaniu materialnych nośników mocy, świętych miejsc, w fizycznym angażowaniu wyznawców. Amulety, święte źródła, relikwie, procesje, wyprawy – to wszystko materialne, cielesne formy uobecniania i przeżywania mitu.

Tymczasem odmitologizowanie, jakie w ramach nowoczesności dotknęło wiele sfer otaczającego nas świata, w pierwszej kolejności dotyczyło właśnie tej materialnej strony. Rytuał znikał ze świata szybciej niż obraz czy opowieść. Szczególnie wyraźnie widać to w nowoczesnej polityce.

„Odczarowanie świata”, o którym tak przekonująco pisał Max Weber, doprowadziło do rosnącej biurokratyzacji i profesjonalizacji polityki, która stopniowo zamieniała się w spektakl kontrolowany najpierw przez armię niewybieralnych urzędników, a następnie przez wszechpotężnych ekspertów od wizerunku.

Nie dziwne więc, że wielu wyborców wyraża zmęczenie spektaklem i pragnienie powrotu Realnego, którego wyrazem wydaje się cielesność. W tym sensie umarszowienie polityki, przywrócenie jej wymiaru cielesnego można interpretować jako element szerszego procesu, którego rezultatem jest także… sukces Donalda Trumpa i podobnych mu figur. Trump jest wszak czystym id, nieskrępowanym niczym popędem wykluczonym przez wiele lat z polityki za sprawą dyktatury ekspertów. Za triumf Trumpa odpowiada fantazmat o powrocie Realnego, którego nośnikiem jest ciało – czasem obsceniczne, niepoddające się kontroli, zawsze jednak autentyczne w swej materialnej obecności. (Szerzej piszę o tym w artykule Czarowanie polityki religią, który ukaże się w najbliższym numerze „Tygodnika Powszechnego”.)

Warto pamiętać, że powrót ciała w przestrzeń publiczną wiąże się często także z  przywróceniem poczucia sprawstwa. Ludzie wykluczeni z polityki objętej dyktatem ekspertów mogą odzyskać poczucie kontroli nad rzeczywistością przez współbycie, współdziałanie, ale także akty solidarności (herbata, kanapki, synchronizacja głosów) i agresji (wyrywanie drzewek, niszczenie, walka z policją).

2. Umarszowienie jako medialna polityka eventu

Delacroix_LibertyPrzyglądając się uważnie marszom politycznym łatwo dostrzec, że  – podobnie jak wielkie wydarzenia sportowe czy koncerty gwiazd muzyki – składają się one z chmury różnorodnych znaków i komunikatów nadawanych indywidualnie i grupowo przez poszczególnych uczestników wydarzenia. W tłumie maszerujących najłatwiej zauważyć oczywiście transparenty i tablice z hasłami, w sposób dosłowny przekazaniu treści służą także skandowane slogany czy przemówienia polityków i liderów społecznych. Ale oprócz tych oczywistych narzędzi semiotycznych, komunikacji może służyć także np. ubiór (odzież patriotyczna na 11 listopada, czerń czarnych marszy itp.), zajmowane przez maszerujących miejsce (wybór ulic, placów, mijanych budynków publicznych i pomników…), czas marszu (wybór dat, nawiązywanie do wydarzeń historycznych), śpiewane przez uczestników piosenki…

Polityka, a w szczególności jej obszary związane z pamięcią, w sposób nierozerwalny wiążą się z nowymi formami komunikacji, jakich uczy nas ponowoczesny kapitalizm. Fundamentalnymi nośnikami treści politycznych stają się więc towary (np. koszulki z kotwicą Polski Walczącej albo tzw. „Żołnierzami Wyklętymi”), ale też (przepraszam za słowo) eventy, czyli zorganizowane wydarzenia kulturalne, w których odbiorców zaprasza się do wyrażenia określonych poglądów poprzez współuczestnictwo.

Event rozgrywa się jednocześnie w przestrzeni realnej i wirtualnej. Zapośredniczony jest przez tradycyjne media (przychylne i nieprzychylne, pokazujące lub milczące), ale także – a może przede wszystkim – przez media społecznościowe. Medialna obecność eventu rozgrywa się w trzech płaszczyznach czasowych: poprzez zapowiedzi, relację i recepcję.

Podobnie jak każde wydarzenie kulturalne, marsz istnieje najpierw poprzez gęstniejącą stopniowo sieć zapowiedzi. Na mieście pojawiają się plakaty, do uczestnictwa zachęcają telewizyjne i radiowe wypowiedzi organizatorów, w prasie drukowane są wyrazy poparcia lub ostrzeżenia. Szczególną rolę odgrywa ostatnimi czasy promocja w mediach społecznościowych, która umożliwia złożenie z wyprzedzeniem deklaracji uczestnictwa. Najważniejszym elementem zapowiedzi tegorocznego Marszu Niepodległości była z pewnością walka o jego profil facebookowy. Dzięki temu wszystkiemu event, jakim jest marsz polityczny, zaczyna żyć na długo przed tym, nim ktokolwiek faktycznie zacznie maszerować. Podobnie jak hollywoodzkie produkcje, wydarzenie może się stać „epokowe” czy „kultowe” na długo przed tym, nim jeszcze się wydarzy.

Teraźniejszość współczesnego eventu kulturowego wyznacza relacja. To w tym wymiarze obecności kulturowej dzieje się dziś najwięcej nowych, ciekawych rzeczy. W najdrobniejszych szczegółach na żywo marsze polityczne relacjonują telewizje informacyjne i programy radiowe, portale informacyjne organizują specjalne serwisy, w których „newsami” stają się informacje o tym, gdzie znajduje się aktualnie czoło pochodu, kto przemawia albo fakt, że tłum „gęstnieje”, „rzednie” ludzie „rozchodzą się” bądź „reagują entuzjastycznie”. Specjalne relacje na żywo przygotowane są także dla kierowców zainteresowanych żywo nienapotkaniem pochodu na swojej drodze. Najważniejsze jednak dla funkcjonowania współczesnych marszów politycznych wydają mi się relacje prowadzone przez uczestników. W postaci tysięcy telefonów komórkowych, aparatów i tabletów marsz niesie ze sobą zwierciadło, w którym jego uczestnicy przeglądają się i potwierdzają realność i doniosłość tego, co się właśnie wydarza. Marszowi fizycznemu i przestrzennemu towarzyszy więc jak cień wirtualny pochód splatający w jeden organizm uczestników, ale też telewidzów, znajomych z portali społecznościowych i wyklinających korki kierowców.

Ostatnim wymiarem medialnego istnienia marszu jest jego recepcja – swego rodzaju echo, czy powidok, których siła i czas trwania mogą być uznane za miarę sukcesu eventu. O udanym marszu przez kolejne dni eksperci rozmawiać będą w radiowych i telewizyjnych studiach, zwolennicy i przeciwnicy zajęci będą liczeniem uczestników, socjolodzy i kulturoznawcy będą prześcigać się w pomysłowych interpretacjach.

3. Umarszowienie jako bunt społeczny

Maszerowanie, zajmowanie przestrzeni czy wręcz walka uliczna i budowanie barykad od zawsze były jedną z broni słabych przeciwko silnym. Ci, którzy czuli się wykluczeni, pozbawieni dostępu do mediów i wpływu na politykę, mogli w ostateczności uciec się do zajmowania fizycznej przestrzeni, aby zademonstrować swoje rozgoryczenie, sprzeciw, a czasem także poparcie dla obowiązującego porządku społecznego.

W tym sensie polska moda na marsze ostatnich lat może z powodzeniem być odczytywana zarówno jako element światowego trendu, jak i rodzimej tradycji.

Globalna kultura buntu

Pod wieloma względami polskie marsze polityczne mogą być z powodzeniem odczytywane w kontekście wielkich aktów mobilizacji w przestrzeni publicznej charakterystycznych dla ostatnich lat. Zachowując wszystkie proporcje i pamiętając o kluczowych różnicach, nasze marsze polityczne warto zestawiać  z ruchem Oburzonych, Occupy Wall Steet, Majdanem czy protestami Arabskiej Wiosny. Porównanie takie sugerują zarówno obiektywne elementy (sposoby posługiwania się przestrzenią, znaczenie nowych mediów, wykorzystywanie elementów polityki historycznej), jak i opinie samych uczestników, którzy chętnie dostrzegają paralele. (Np. Grzegorz Schetyna o protestach ws. trybunału: „Jeżeli nie znajdziemy rozwiązania tego konfliktu, to wszystko będzie nas prowadzić na ulice. A jeśli przeniesiemy wszystkie aktywności na ulicę, to będziemy mogli powiedzieć o Majdanie w Warszawie, ale to ostatni etap.”)

Swojskość naszego sprzeciwu

A jednak przyglądając się polskim marszom można także dostrzec wiele cech specyficznych. Marsze można analizować jako szczególny gatunek obecności w przestrzeni. Podobnie jak gatunki muzyczne czy literackie, złożony „gatunek wtórny” może składać się z wielu różnych „gatunków prymarnych”. I tak, na przykład, w powieści może zostać zacytowany list, pojawiają się elementy dialogu, groteski, stylizacja na formy wypowiedzi charakterystyczne dla różnych klas społecznych itp. W ten sposób, twierdzi Michaił Bachtin, teksty analizować można jako wielogłosowe konstrukcje zawierające elementy mowy cudzej.

Przyjmując takie podejście, uważny obserwator znajdzie we współczesnych polskich marszach politycznych elementy procesji, strajku, wiecu politycznego, ale także karnawału czy jarmarku. Każdy z tych „gatunków prymarnych” wnosi w przestrzeń manifestacji niepowtarzalny repertuar rekwizytów, okrzyków, zaśpiewów, określone tempo marszu, kształt i rozmiar pochodu, stosunek „tłumów” do „przewodników”.

Jeszcze bardziej interesujący wydaje się jednak fakt, że każdy współczesny marsz polityczny utkany jest z mniej lub bardziej przekształconych cytatów z dawnych marszów, wieców i protestów. Najwyraźniej widać to dziś w fundatorskiej dla KOD paraleli z KORem, podobnych cytatów i nawiązań jest jednak w polskiej kulturze politycznej pełno. Współczesne protesty „Solidarności” zawsze odczytywane będą w kontekście historycznych obrazów z 1980, a jednak „S” nie ma na te skojarzenia monopolu. Warto wspomnieć chociażby głośną ostatnio sprawę wykorzystania jej symboliki przez uczestniczki Czarnego Protestu. Miesięcznice smoleńskie zawierają niezliczone odwołania do manifestacji opozycyjnych upamiętniających Katyń czy powstanie warszawskie.

Manifestujący 11 listopada odnosić się będą do przeróżnych tradycji i wydarzeń (Roman Dmowski zaprasza na marsz KOD…), a także – o czym warto pamiętać – do siebie wzajem, bo cytowanie, parafrazowanie i nawiązywanie nie zawsze oznacza aprobatę! (Jak mawia Twitter: RT nie oznacza zgody.)

Dla spragnionych niezgody w pogotowiu czeka zawsze repertuar negatywnych odniesień. Przeciwnicy tylko czekają, żeby nasze marsze porównać do nazistowskich wieców,  komunistycznych pochodów albo sabatów czarownic.

Maszeruj albo giń!

Co miesiąc ulicami Warszawy przechodzą miesięcznice smoleńskie, niewiele rzadziej oglądać możemy marsze KOD. Formę marszów miały protesty przeciw ACTA i parady równości, Czarny Protest i pochody ruchów intronizacyjnych.

Maszeruje się i protestuje w różnych sprawach, nieustannie zmienia się też forma i szczegółowy repertuar symboli. Nie twierdzę, w żadnym razie, że wszystkie marsze są identyczne, że należy je wrzucić do jednego worka. Wręcz przeciwnie! Fascynujące jest właśnie to, że umarszowienie wytworzyło język na tyle bogaty, że umożliwia marsze, kontrmarsze i przemarsze równoległe. Maszerując popiera się, protestuje, polemizuje i wyklucza.

Niezależnie od poglądów politycznych warto ten język lepiej poznać i przemyśleć. Tak, żebyśmy to bardziej my mówili nim, a mniej – on mówił nami.

Czytaj dalej