I po wakacjach!
A na pierwszym seminarium zamiast czytać klasyków – budowaliśmy ze studentami z Lego.
W mądrych książkach o pisaniu nieodmiennie pojawia się wątek „jasnego formułowania myśli”. Ale co to właściwie znaczy?
Sprawdziliśmy w praktyce.
> Podzieliliśmy się na dwa zespoły.
> Każda ekipa dostała uroczego robocika z klocków.
> Zadaniem studentów było napisanie (bez rysunków!) instrukcji, dzięki której z otrzymanych klocków drugi zespół złoży identycznego robocika.
> Rety, jakie to się okazało trudne!
Zadbanie o jednoznaczność przekazu. Uniknięcie przytłoczenia go zbędnymi szczegółami, a jednocześnie niepominięcie kluczowych informacji. Opisanie w spójny i zrozumiały sposób kilkunastu różnych czerwonych „dachówek”…
Świetnie się potem rozmawiało o wyzwaniach związanych z pisaniem prac magisterskich.
Jak wróciłem do domu i oddawałem pożyczone klocki, Adaś spytał mnie, dlaczego takich zajęć nie mają w szkole.
No właśnie, dlaczego? Przecież to brzmi jak idealny pomysł na lekcję z języka polskiego w czwartej klasie. (Wiem, że wśród osób czytających trafiają się czasem nauczyciele 🙂 )
Jak nie jesteście nauczycielami – koniecznie wypróbujcie to w domu! Zbudujcie robota (jak akurat nie macie Lego – może być złożony np. z utensyliów kuchennych), napiszcie instrukcję, przetestujcie na ludziach. Zdziwicie się, jak trudno stworzyć opis, na podstawie którego można bez błędów odtworzyć nawet stosunkowo prostego robota.
To ćwiczenie to nie tylko przepis na świetną zabawę. Jest ważniejsze, niż myślicie. Uświadamia nam bowiem mechanizm psychologiczny, który bardzo często staje na drodze skutecznej komunikacji.
Dlaczego to ważne?
Niezależnie od tego, czy relacjonujesz przeprowadzony eksperyment, badania terenowe, piszesz scenę powieści czy opisujesz na fragment kodu, który ma stworzyć koleżanka z zespołu, sytuacja jest analogiczna do tej z klockami Lego.
Przed sobą (albo w twojej głowie) masz gotową konstrukcję. Coś jest na górze, coś poniżej, jedną część widać, inna jest ukryta, maszyna jakoś tam działa i składa się w całość. Musisz ją teraz zamienić na proces (tekst albo mowę), który rozciąga się w czasie, nie w przestrzeni, i ma charakter linearny. Coś trzeba opisać najpierw, co innego potem. Nie sposób powiedzieć wszystkiego, więc trzeba dokonywać wyborów. Można pominąć to, co oczywiste. Ale skąd właściwie wiemy, co jest oczywiste?
Dobra komunikacja zawsze zaczyna się od empatii. Musisz przyjąć punkt widzenia kogoś, kto nie widzi tego, co ty. To wcale nie jest proste, bo przeciw nam działa efekt psychologiczny zwany „klątwą wiedzy”. Klątwa ta polega na tym, że osobie, która dysponuje pewnymi informacjami (np. widziała coś) bardzo trudno spojrzeć na świat oczyma kogoś, kto tych informacji nie posiada.
Wyobraźcie sobie na przykład, że opisujecie słonia komuś, kto go nigdy nie widział, a potem oglądacie zrobiony przez niego rysunek.
Dobra, właściwie nie musicie sobie tego wyobrażać. Średniowieczni (i renesansowi) mnisi zrobili tę robotę za was:
Widzicie, o co chodzi? Niby wszystko na swoim miejscu, ale…
Jak zmierzyć klątwę?
Elizabeth Newton, psycholożka z Uniwersytetu Stanforda, wpadła na genialny pomysł zmierzenia „klątwy wiedzy”. Badanym przypisano losowo jedną z dwóch ról – „stukaczy” lub „słuchaczy”. Zadaniem „stukacza” było wybranie jakiegoś znanego kawałka muzycznego i wystukanie jego rytmu na stole. Zadaniem „słuchacza” było odgadnięcie JAAAKA TO MELODIA? (też usłyszeliście dżingiel w głowie?).
„Słuchacze” radzili sobie fatalnie. Udało im się poprawnie rozpoznać tylko 2,5% utworów. (Żeby było jasne, „stukacze” nie prezentowali symfonii Pendereckiego, tylko hity w rodzaju „Happy birthday”).
Jeszcze bardziej szokująca okazała się jednak porażka „stukaczy”. Ich zadaniem, oprócz stukania w blat, było bowiem przewidzenie, jaką część wystukanych utworów rozpoznają siedzący po drugiej stronie stołu partnerzy. „Stukacze” średnio spodziewali się 50% trafnych odgadnięć, przeceniając sprawność procesu komunikacyjnego dwudziestokrotnie!
Co tu się wydarzyło?! Otóż „stukacze” znali melodię. Podczas stukania słyszeli ją w głowie. Zagadka wydawała im się trywialna. Tymczasem sam rytm okazuje się przenosić zaskakująco małą część informacji niezbędnych do poprawnego rozpoznania utworu.
Różnica między oczekiwanymi 50% a rzeczywistą efektywnością 2,5% to właśnie ilościowa miara klątwy wiedzy. Przeciwko takiej sile gramy, ilekroć próbujemy komuś opisać robota z klocków, słonia, działanie szczepień albo mechanizmy globalnej zmiany klimatu.
Co na to nauka?
Nie przypadkiem eksperyment z klockami prowadziliśmy na początku seminarium magisterskiego. Klątwa wiedzy ma szczególne znaczenie w komunikacji naukowej.
Badacze i badaczki na co dzień zajmujący się danym zagadnieniem muszą wykonać bardzo dużą pracę poznawczą, żeby spojrzeć na świat z punktu widzenia kogoś, kto o zagadnieniu wie bardzo niewiele.
Największy problem polega na tym, że „puste” miejsca we własnej wiedzy zwykle nie jawią się odbiorcom jako białe plamy. Przeciwnie – natychmiast wypełniane są różnymi (zazwyczaj błędnymi) założeniami wziętymi z codziennego doświadczenia.
W ten sposób w ich umyśle powstaje:
No właśnie.
To jedna z lepszych ilustracji obrazujących, jak powstaje i wygląda pseudonauka.
Przepraszam, którędy do…
Ale oczywiście problem nie dotyczy tylko naukowców.
Przypomnijcie sobie, kiedy ostatni raz czytaliście jakiś tekst cztery razy, prosiliście rozmówczynię o powtórzenie albo zamiast do biblioteki trafiliście do baru, bo nijak nie dało się zrozumieć udzielonych instrukcji.
Polska byłaby lepszym miejscem, gdyby politycy, prawniczki, projektantki interfejsów i lekarze na wczesnym etapie edukacji przeszli kurs uczący ich komunikacji na tym najbardziej podstawowym poziomie.
Uświadomienie sobie zjawiska „klątwy wiedzy” i nauka radzenia sobie z nim przy prostych zadaniach to świetny pierwszy krok do budowy lepszej przyszłości!
Na początek spróbujcie z klockami. Serio! Zabawa dla całej rodziny!