Menu Zamknij

Czy Jerzy Zięba żyje w Matrixie? „Ukryte terapie” i mitologia gnostycka

Specjalistów od „medycyny alternatywnej” jest na polskim rynku więcej niż barów z wódką w okolicy Uniwersytetu Warszawskiego. Konkurencja jest naprawdę duża. Jak to się stało, że właśnie Jerzy Zięba został ich niekwestionowanym królem? Dlaczego sprzedaje setki tysięcy egzemplarzy swej książki, a sale na jego wykładach zapełniają się jak lodówka przed Bożym Narodzeniem?

Jedni twierdzą, że to dzieło przypadku. Komuś w końcu musiało się udać. Inni powiadają, że to charyzma naszego bohatera, doskonale wypracowany image, a przede wszystkim niemożliwe do podrobienia poczucie humoru.

Jerzy Zięba - czy warto iść na spotkanie
Materiały reklamowe ze strony organizatora

Z punktu widzenia semiotyki za sukcesem Ukrytych terapii stoi coś więcej. Jerzy Zięba stworzył spójną mitologię, która doskonale łączy współczesne lęki przed obcym i niezrozumiałym światem medycyny oraz klasyczny gnostycki mit o fałszywym świecie i wyzwoleniu przez wiedzę.

W swojej książce Jerzy Zięba bezbłędnie zdiagnozował największą bolączkę polskiego pacjenta. Nie jest nią niedobór witaminy C, lecz brak poczucia sensu. Zaplątani w gąszcz niezrozumiałych procedur i bezdusznych instytucji nie rozumiemy tego, co się z nami dzieje. A bez poczucia zrozumienia – jak w pełni słusznie zauważa Zięba – nie ma prawdziwego leczenia pacjenta. Jest tylko leczenie objawów.

Dawno temu w Nowej Zelandii…

Książka Zięby pełna jest opowieści. Zacznijmy więc od przywołania jednej z nich. To historia pewnego farmera z Nowej Zelandii, który miał w życiu pecha. Nasza opowieść zaczyna się w momencie, w którym niemal zabiła go świńska grypa (a dalej będzie tylko lepiej):

[97] Kiedy lekarze zdecydowali o odłączeniu urządzeń podtrzymujących funkcje życiowe tego człowieka, jeden z członków jego rodziny zaproponował zastosowanie witaminy C, o czym dowiedział się z… Internetu. Lekarz prowadzący oczywiście odmówił, wolał pozwolić pacjentowi umrzeć, ale niesamowita presja rodziny spowodowała podanie tego środka odżywczego w ilości 25g. Po podaniu witaminy C dożylnie, po zaledwie dwóch dniach, stan pacjenta się poprawił. Pacjent zaczął oddychać sam i był na najlepszej drodze do wyzdrowienia, gdyby nie to, że zmienił się lekarz prowadzący, który zabronił dalszego podawania witaminy C. Stan pacjenta ponownie się znacznie pogorszył. Kiedy wznowiono podawanie witaminy C, jak można było już tego oczekiwać, stan pacjenta szybko się polepszał. Polepszył się do takiego stopnia, że lekarze zadecydowali o przeniesieniu pacjenta do szpitala bliższego jego miejscu zamieszkania. Niestety… ten sam lekarz również odmówił podania pacjentowi witaminy C. Stan pacjenta zaczął się gwałtownie pogarszać. W tym przypadku, lekarz został przez prawnika zmuszony do podania witaminy C i… pacjent po kilku tygodniach całkowicie wyzdrowiał. A tak przy okazji… pacjent cierpiał też na nowotwór krwi – białaczkę. Po tej chorobie również nie było już śladu1.

W tej historii, jak w soczewce, skupia się cała mityczna narracja Zięby. Źródłem nieszczęścia człowieka nigdy nie jest choroba, bo nawet najpoważniejsze z nich są jedynie prostym do naprawienia stanem chwilowej nierównowagi w organizmie. Prawdziwym zagrożeniem jest niewiedza, która prowadzi nas do odrzucenia najprostszych i najlepszych rozwiązań. W służbie niewiedzy, paradoksalnie, występują zaś ci, którzy sami nazywają się „wiedzącymi” – mędrcy tego świata czyli lekarze, naukowcy, farmaceuci… Prawdziwe uzdrowienie nie jest więc kwestią leczenia (to okazuje się zwykle banalnie proste i polega na podaniu choremu jednej z powszechnie znanych i dostępnych substancji), lecz poznania – dotarcia do prawdy, która pozostaje ukryta przed naszymi oczyma.

Tytuł książki okazuje się w tym kontekście kluczem do jej zrozumienia. Ukryte terapie to historia o uleczeniu przez poznanie.

Kiedy przeczytałem pod tym kątem Ukryte terapie, okazało się, że najczęściej opisywaną w nich czynnością nie jest taka czy inna praktyka (para)medyczna, lecz aktywności poznawcze: dowiadywanie się, zdobywanie informacji, gromadzenie ich, odkrywanie, ujawnianie… Tytuł książki okazuje się w tym kontekście kluczem do jej zrozumienia. Ukryte terapie to historia o uleczeniu przez poznanie.

Mit gnostycki. Poszukiwacze vs. wiedzący

Oglądaliście Matrix? To wiecie, o co chodzi w mitach gnostyckich. Nie da się tego lepiej wytłumaczyć. Świat, który znamy, jest tylko iluzją strzeżoną przez potężnych archontów. Służy temu, by więzić nas w nieświadomości. Wiedza o prawdziwej naturze rzeczywistości jest najpilniej strzeżoną tajemnicą, a samo jej poznanie to kluczowy krok na drodze do wyzwolenia. Niestety – wyzwolenie jest trudne i bolesne, bo nasz umysł, od zawsze karmiony kłamstwem, lęka się prawdy i nie chce jej do siebie dopuścić. Mit gnostycki opowiada więc o bohaterze, który dzięki pomocy mistrza i w serii prób inicjacyjnych wyzwala się z niewiedzy ku świadomości. Koniec. (W Matrixie dodali jeszcze czarne płaszcze i strzelanie w zwolnionym tempie – można je tu pominąć bez większej szkody dla spójności wywodu…)

Bardzo podobna opowieść pojawia się pod wieloma długościami i szerokościami geograficznymi, w różnych okresach historycznych. Czasem w ogóle nie ma nic wspólnego z gnostycyzmem jako ruchem religijnym, czasem znów nawiązuje do niego w bardzo odległy sposób2. Tę charakterystyczną strukturę można odnaleźć też w większości klasycznych opowieści spiskowych3.

Jerzy Zięba sam siebie chętnie przedstawia właśnie jako poszukiwacza prawdy. Nie „wiedzącego” (ten epitet, niczym wyśmiewani przez Sokratesa sofiści, przypisują sobie według Zięby zadufani „akademicy”), lecz właśnie „pytającego” czy „szukającego”. W tym Zięba nie jest zresztą pionierski. Raczej do perfekcji opanował strategię, którą z powodzeniem stosuje wiele ruchów pseudonaukowych. „My tylko pytamy”, „przecież na 100% nigdy nic nie wiadomo”, „sami mówiliście, że to tylko teoria”… To wielka siła wielu pseudonaukowych mitologii! Czytelnikowi znacznie łatwiej utożsamić się z pytającym niż z udzielającym odpowiedzi ex cathedra.

W całej tej sytuacji najsmutniejsze jest to, że tam głęboko, na dole, gdzie fedruje się w poszukiwaniu nieznanego, prawdziwa nauka naprawdę jest miejscem pełnym niepewności, ciekawości i fascynujących przygód! (A także zwątpienia, frustracji i zmylonych tropów…) Niestety, tylko niewielu naukowców i popularyzatorów (Richard Feynman!) potrafiło w swoich pracach oddać ten nastrój poszukiwania, zachowując jednocześnie zdolność przekazywania tego, co (jak nam się wydaje) faktycznie wiemy z niezłą pewnością.

Tymczasem w świecie opisywanym przez Jerzego Ziębę nauka to królestwo skostniałej arogancji, której jedynymi prawami są obrona własnej wyższości przed profanami i chęć zysku.

Naturalne vs. naukowe

Jako strukturalista lubię proste opozycje dobre-złe, góra-dół, jasna strona – ciemna strona. Są takie teksty, w których naprawdę trudno je znaleźć. To zwykle słabe mity. Są też takie – jak Ukryte terapie – w których bez trudu odnajdziemy cały szereg czytelnie zarysowanych, wzajemnie przekładalnych opozycji.

Obok opisanej już pary wiedza-niewiedza oraz istotnej dla każdego piszącego o zdrowiu pary zdrowie-choroba, kluczowym przeciwstawieniem jest u Zięby para naturalne – naukowe. Jerzy Zięba powtarza chętnie, że nie lekceważy osiągnięć medycyny konwencjonalnej4 i chciałby „doprowadzić do dialogu między medycyną akademicką i medycyną naturalną”5. Czytelnik Ukrytych terapii szybko odkrywa jednak, że sympatie autora lokują się bardzo wyraźnie po jednej ze stron, podczas gdy druga utożsamiona zostaje z gnostyckim Matrixem.

Przyjrzyjmy się chociażby temu, świetnie pomyślanemu i napisanemu fragmentowi wstępu. Już na pierwszych stronach swojej książki Jerzy Zięba wrzuca czytelnika w znane doskonale z podstawówki imaginarium romantyzmu:

[7] Pokażę też, że świat medyczny chyba zbytnio uwierzył w przysłowiowe „mędrca szkiełko i oko”. Zagalopowaliśmy się w zaułki specjalizacji. Nie widzimy człowieka jako całości. Uważa się, że tylko coś bardzo skomplikowanego może nam pomóc wyleczyć skomplikowane schorzenie, że liczy się tylko to, co jest widoczne pod mikroskopem, a najlepiej elektronowym.

Straciliśmy możliwość zauważenia, że coś, czego nie da się włożyć pod okular mikroskopu elektronowego – istnieje i może być przydatne.

Już miałem się zaśmiać, że nawet ja wiem, że w mikroskopie elektronowym nie wkłada się niczego pod okular, gdy wtem…

[7] (ok. technicznie przygotowani niech się nie czepiają o ten „okular” w tym przypadku).

No dobra, punkt dla Jerzego Zięby. Teraz rozumiem, że to była tylko metafora.

[7] No bo nie da się tam włożyć na przykład całego młotka. Dlaczego akurat młotka? Dlatego, że czasami jest to narzędzie bardzo przydatne, kiedy jest we właściwy sposób użyte do kontaktu z czołem. Pozwala odejść od „mędrca szkiełka” i zobaczyć, że istnieje jeszcze świat, gdzie rozwiązanie problemu nie leży pod mikroskopem. Jest tuż przed samym nosem. Trzeba się tylko o tym dowiedzieć.

Czasami posłużę się żartem, a czasami złośliwością… licząc na poczucie humoru Czytelnika.

Czytelne? W jednym narożniku beznadziejnie ograniczeni, zamknięci w swych specjalizacjach naukowcy, którzy w dodatku czepiają się szczegółów i trzeba im wyjaśniać wszystkie metafory. W drugim – ludzie wolni, niezależni, samodzielnie myślący. W dodatku z zawadiackim poczuciem humoru.

 

Pacjenci vs. lekarze

Najlepszym, co istnieje na świecie, jest natura. Nauka, niestety, zamiast służyć człowiekowi, coraz bardziej nas od tego stanu oddala:

[122] Najlepsza forma witaminy C jest w postaci takiej, w jakiej znajduje się w owocach. Wiadomo, że KAŻDA substancja stworzona sztucznie i podana człowiekowi nie jest naturalna. Witamina C znana jako „kwas askorbinowy” to znaczne uproszczenie

Funkcjonariusze nauki stali się w ten sposób sługami ignorancji. Wyjątkowo bolesne jest to w przypadku branży medycznej, która zamiast zdrowiu pacjentów służyć zaczyna chorobie. Stąd słowo „lekarz” (często skracane do „lek.med”) używane jest w Ukrytych terapiach żartobliwie, momentami wręcz pogardliwie. Oznacza zwykle osobę ślepo posłuszną autorytetom, arogancką, zadufaną w swoje umiejętności.

[21] brak formalnych kwalifikacji nie stanowi przeszkody w niesieniu pomocy ludziom cierpiącym, szczególnie w takich wypadkach, gdzie formalna wiedza medyczna najwyraźniej zwiodła. Wiedza bowiem, nie zna granic – żadnych. Niestety, nad czym należy ubolewać to, że zbyt często formalnie wykształceni lekarze są przekonani, że poza ich wiedzą akademicką już nic nie istnieje. Jest to podejście niezwykle aroganckie, ale przede wszystkim szkodliwe dla pacjenta.

Umysł lekarzy zamknięty jest na wszystko, co obce (wbrew ulubionemu mottu Zięby, który powtarza, że umysł jest jak spadochron – tylko otwarty spełnia swe zadanie…):

[17] Czy jednak powinniśmy zamknąć się w naszym rozumieniu „leczenia” tylko do tych, którzy mają tzw. „papier” z takiego czy innego uniwersytetu medycznego? Wiadomo przecież, że szamani z dżungli amazońskiej są w stanie efektywnie leczyć choroby, których absolwent najlepszego uniwersytetu medycznego nie jest w stanie zdiagnozować.

Pacjentów lekarze traktują z góry, często pogardliwie. Szczególnie zaś nie cierpią lekarze idealnego pacjenta postulowanego przez gnostycki system Zięby, a więc pacjenta aktywnego:

[21] Jakże często słyszy się, że pacjent zaledwie zadający pytania został przez swojego lekarza w niewybredny sposób zrugany. […] Jakże często pacjent, który odważył się coś takiego [terapię alternatywną – M.N.] zasugerować, był potraktowany w sposób: „kto tu jest lekarzem ja czy Pan/Pani”.

Sam Zięba opowiada w tym kontekście następującą historię:

[22] Kiedy chciałem takie zainteresowanie wywołać stosowaniem dużych dawek witaminy C, usłyszałem:

„Niemożliwe… to tylko wymiana jonów, to nic nie da, natychmaist dojdzie do kamicy”, ja na to: „Metodę tą stosuje się z wielkim powodzeniem od ponad 50-ciu lat, bez skutków ubocznych, uzyskuje się efekty terapeutyczne opisane w setkach prac naukowych i obserwacyjnych, efekty są takie, jakich żadnymi innymi metodami nie jesteśmy w stanie osiągnąć, ratuje się ludzi ze stanów agonalnych!”

Tutaj nastąpiło ojcowskie poklepanie mnie po ramieniu ze słowami: „Pan żyje w świecie marzeń”, ja na to: „To naukowe FAKTY, a nie moje marzenia, dysponuję takimi faktami i w każdej chwili mogę je Panu przekazać”, usłyszałem tyko: „tak, tak… jestem zajęty, do widzenia Panu”.

Gdybym rozmawiał z mechanikiem samochodowym czy hydraulikiem na temat samochodu czy rur w moim domu, to bym pewnie pomyślał: „fachowiec od siedmiu boleści, nawet nie jest zainteresowany jak zreperować samochód, czy dobrze zainstalować krany w budowanym domu”. Rozmowę tę jednak prowadziłem z jednym z najbardziej znanych w Polsce […] profesorów medycyny. […]

Tak, trzeba mieć wiele pokory, żeby skorzystać z wiedzy tzw. laika, ale… czy naprawdę laika? Kto w takich przypadkach jest naprawdę laikiem?

Opozycja naturalne-naukowe pojawia w wypowiedziach Zięby tak często, że podobne przykłady można by mnożyć praktycznie w nieskończoność. Niestety, w podręczniku „Jak zostać Kasią Tusk w weekend” wyraźnie napisali, że „[…] posty powyżej 1500 słów mogą liczyć na maksymalnie dwóch czytelników, i to tylko wtedy, jeżeli autorka jest w stałym związku”. Poprzestanę więc na tych cytatach, po więcej odsyłając do źródła.

niebywałym „sukcesem” Ukrytych terapii jest konsekwentne odwrócenie przyjętego zazwyczaj systemu wartości. Wiedza (naukowa) zostaje utożsamiona z ignorancją i zaślepieniem, stając się antywartością

Podsumowując wątek: niebywałym „sukcesem” Ukrytych terapii jest konsekwentne odwrócenie przyjętego zazwyczaj systemu wartości. Wiedza (naukowa) zostaje utożsamiona z ignorancją i zaślepieniem, stając się antywartością. Zamiast przybliżać nas do zdrowia, każda „naukowa” ingerencja w organizm oddala nas od pierwotnego źródła dobrostanu, jakim jest stan natury.

W tym odwróceniu „ignorancja” „poszukujących” (samego Zięby i jego czytelników) staje się z kolei błogosławieństwem. Bo w świecie Ukrytych terapii otwartość na nową wiedzę, bliskość natury i nieuwikłanie w złożone sieci interesów liczą się znacznie bardziej niż studia, opasłe tomy, stopnie i tytuły naukowe.

Co pozostanie po Ziębie?

Życzę Jerzemu Ziębie wszystkiego dobrego. Ale wiadomo – łaska tłumu jest kapryśna. Nic nie trwa wiecznie, a już na pewno nie „sława uzdrowiciela”.

Co pozostanie po Jerzym Ziębie w długiej perspektywie? Pamięć o tym, że niemal wszystko da się uleczyć witaminą C? Być może. Bardziej prawdopodobne jednak, że wkrótce masową wyobraźnią zawładnie nowe cudowne panaceum.

Natomiast głęboko w zbiorowej wyobraźni pozostaną na pewno rany, jakie Ukryte terapie (oraz nieprzeliczone legiony podobnych książek i stron internetowych) zadają zaufaniu „zwykłego pacjenta” do lekarzy, uniwersytetów i „branży medycznej”.

[32] „Nie ma ani jednego przypadku spośród milionów kobiet, w którym mammografia ZAPOBIEGŁA powstaniu nowotworu piersi. Wręcz przeciwnie, jak wiadomo, mammografia sprzyja powstawaniu nowotworów.”6

 

„ZAWSZE I WSZĘDZIE mówię… (opisałem też w książce podając INNE jeszcze dowody) : jestem przeciwnikiem szczepień, bo szczepionki, w obecnym wydaniu są DIABLO NIEBEZPIECZNE DLA NASZYCH DZIECI!

A brnięcie we wszelkiego rodzaju NAKAZY dla rodziców, wiedząc to, co już o szczepionkach wiemy, jest działaniem KRYMINALNYM!

I proszę… nie wypisujcie bzdur, że szczepionki uratowały świat od zagłady. Po udokumentowane szczegóły sięgnijcie do literatury, np. Ian Sinclair, „Szczepienia – niebezpieczne ukrywane fakty”.”7

Powidok tych wypowiedzi i tysięcy im podobnych na długo wyryje się w świadomości licznych fanów Zięby. Będzie miał realny wpływ na decyzje podejmowane przez nich i przez członków ich rodzin. I wcześniej czy później przyczyni się do czyjejś śmierci.

Jerzy Zięba może choćby i co wtorek powtarzać, że zna wielu wspaniałych lekarzy i nie jest przeciwnikiem medycyny akademickiej. Przesłanie płynące z jego książki (i bogatej twórczości internetowej) jest jasne: lekarz to twój wróg. Nie zależy mu na twoim zdrowiu, nie interesujesz go jako człowiek. A jeżeli nawet jakiś lekarz ma dobre serce, to jego działaniami kieruje złowrogi i bezduszny system, którego głównym motorem napędowym są (olbrzymie) pieniądze. Dlatego nie ufaj lekarzowi, nie słuchaj go, nie stosuj się do jego rad.

Tym, co naprawdę powinno nas zasmucić, jest fakt, że ten opis świata doskonale oddaje doświadczenie większości pacjentów.

Jak pokonać Jerzego Ziębę?

To rozpoznanie jest ostatecznym kluczem do zrozumienia fenomenu Jerzego Zięby. A zarazem kluczem do pokonania go jego własną bronią.

Opowieść przedstawiona w Ukrytych terapiach jest tak przekonująca, bo wyjaśnia nie jakieś abstrakcyjne mechanizmy, lecz codzienne doświadczenie dziesiątek tysięcy pacjentów godzinami tłoczących się pod gabinetami, odsyłanych od specjalisty do specjalisty jak niepotrzebne nikomu przesyłki, których odbioru nikomu nie chce się pokwitować. System medyczny widziany oczyma pacjenta jawi się zwykle jako bezduszna i pozbawiona sensu machina. Kolejne niezrozumiałe procedury nie układają się w żaden sensowny ciąg.

Kiedy myślimy o doświadczeniu choroby, pierwsze, co przychodzi nam na myśl, to zwykle objawy: ból, gorączka, wysypka… W nowoczesnym świecie równie istotną częścią doświadczenia chorego jest poszukiwanie pomocy w systemie medycznym. Wizyty w przychodniach, szpitalach, aptekach, lektura prasy, ulotek, internetu, spotkania z rehabilitantami, ubezpieczenia, refundacje, urlopy zdrowotne i renty… Choroba, zwłaszcza przewlekła, jest doświadczeniem przenikającym wszystkie sfery naszego życia!

Nieodłączną częścią każdego ludzkiego doświadczenia jest próba zrozumienia tego, co się z nami dzieje. Tradycyjni szamani i uzdrowiciele, których Jerzy Zięba często stawia w swej książce za wzór, intuicyjnie rozumieli ten mechanizm, skupiając się przede wszystkim na wyjaśnieniu pacjentowi jego choroby8.

W ten sposób działa także sam Zięba. Nadaje sens doświadczeniu choroby, wyjaśniając nie jakieś nieuchwytne procesy zachodzące w ciele, ale to właśnie, co jest faktyczną bolączką każdego chorego – wieloaspektowe doświadczenie wyobcowania, pozostawienia samemu sobie, niezrozumienia. Opowiedziana w Ukrytych terapiach nowoczesna wersja mitu gnostyckiego przynosi ulgę pacjentom, którzy nie tyle czują, że nareszcie ktoś się nimi interesuje, ile nagle rozumieją, czemu ci, którzy mieli im pomóc, poświęcali im tak mało uwagi. Odkrywają spisek, Matrix, fałszywość medycznego świata.

Witamina C i inne „terapie” są tu tylko (zwykle nieszkodliwym) dodatkiem do tego, co naprawdę u Zięby skuteczne, czyli mitu „ukrywania” i „odkrywania”.

Dlatego choćby przyszło tysiąc lekarzy i każdy obaliłby tysiąc wątpliwych stwierdzeń zawartych w książkach Zięby, to i tak nic nie wskórają. Na miejsce każdego obalonego mitu wyrasta dziesięć nowych. Na miejsce ośmieszonego uzdrowiciela – stu jeszcze zuchwalszych następców.

Warto w tym miejscu posłuchać samego Jerzego Zięby i jego mądrej rady, by leczyć chorobę, a nie objawy. A Ukryte terapie są tylko objawem choroby, która toczy dziś polską (i nie tylko, jak sądzę) służbę zdrowia. Tą chorobą jest postępujące wyobcowanie pacjenta. Tym większe – paradoksalnie – im większy jest postęp medycyny. „Konwencjonalna” medycyna przegrywać będzie z „alternatywną” tak długo, jak długo nie wypracuje własnego modelu „aktywnego pacjenta”, którego nie ignoruje się, nie poklepuje się z pobłażaniem po ramieniu, lecz – uwzględniając jego możliwości – traktuje jak partnera.

Z żadnych antropologicznych danych nie wynika, że tym, czego ludzie masowo pragną, jest akupunktura, kasza jaglana albo dożylne wlewy z witaminy C. Tysiące badań potwierdzają natomiast, jak istotne w procesie leczenia (i w ogóle zresztą w życiu) jest poczucie kontroli, zaufania i zrozumienia tego, co się z nami dzieje. Jerzy Zięba rozumie to jak mało kto.

Może więc faktycznie – jak sugerują jego fani – Ukryte terapie powinny być lekturą obowiązkową na pierwszym roku medycyny?


Wszystkie cytaty z książki Ukryte terapie pochodzą z wydania 2 (Rzeszów, 2014).

1  Źródłem przytaczanej przez Ziębę opowieści jest reportaż jednej z nowozelandzkich telewizji dostępny tutaj: youtube.com/watch?v=VrhkoFcOMII. Więcej na temat przypadku i związanych z nim wątpliwości można przeczytać np. tutaj: http://sciblogs.co.nz/griffins-gadgets/2010/08/20/sins-of-omission-in-60-minutes-miracle-story/

2Zob. np. Mircea Eliade, Aspekty mitu, przeł. P. Mrówczyński, Warszawa 1998, s. 115-137.

3 Przypomnijcie sobie chociażby najpopularniejsze filmy o spiskach. Ich bohaterem jest prawie zawsze taki samotny poszukiwacz prawdy. Często jest to postać wyszydzona lub wręcz uznana za szaleńca – jak na przykład taksówkarz Jerry Fletcher grany przez Mela Gibsona w filmie Teoria spisku (reż. Richard Donner, 1997) Gdy bohater wpada na trop, jego świat najpierw rozpada się na kawałki (razem z medialną iluzją, którą dotychczas żył), a później układa w logiczną całość znacznie spójniejszą niż dotychczasowy fałszywy obraz. Jednak w momencie, w którym bohater wreszcie rozumie świat, nagle nikt nie rozumie bohatera! W dodatku ma jego drodze mnożą się przeszkody i przeciwnicy. Ścigają go wielkie kartele, CIA, KGB, obcy, reptilianie, Iluminaci… To Matrix mobilizuje wszystkich swych agentów, broniąc się przed demaskacją, która pozbawiłaby go mocy.

Jerzy Zięba i jego zwolennicy zdają sobie sprawę z tego podobieństwa. W otwierającej książkę recenzji podpisanej przez „lek. med. Rafała Barona” czytamy:

[1] Dla niektórych czytelników tytuł zabrzmi może niczym „rozważania z zakresu teorii spiskowych”. Tymczasem, dzięki wyjątkowemu talentowi „szperacza” Autora otrzymujemy dobrze udokumentowaną pozycję, bogatą w niezwykle istotne, a skrzętnie pomijane wyniki badań. Narracja nie jest oparta o przypuszczenia, niesprawdzone doniesienia czy myślenie życzeniowe. W pewnym sensie to owoc prac badawczych prowadzonych i zebranych w różnych zakątkach świata, podanych czytelnikowi w taki sposób, że lektura jest intrygująca od pierwszej do ostatniej strony.”

4[23] „Atakowanie profesji medycznej formalnie wykształconej, w żadnym wypadku nie jest moim celem. Wręcz przeciwnie, chodzi mi o to, żeby informacje zawarte w tej książce były dla nich pomocą, a może też źródłem inspiracji. Co więcej, wiem, że jest cała armia świetnych lekarzy, których przesłaniem życiowym jest nieść pomoc człowiekowi choremu, cierpiącemu, ale… system, w jakim lekarze są zmuszeni pracować często im na to nie pozwala.”

5Cała wypowiedź tutaj: https://www.youtube.com/channel/UCbpxsB2m7ncLMs6Hj18cpIw

6Zdanie to wypowiedziane zostało w kontekście (rzekomego) powszechnego mylenia w branży medycznej leczenia i zapobiegania. Mammografia nie zapobiega nowotworowi, bo przecież wykrywa zmiany już istniejące…

7Wpis na Facebooku Ukryte terapie – Jerzy Zięba (16 lutego 2017 r.)

8Klasyczna strukturalna analiza pracy leczącego pacjentów czarownika zawarta jest w tekście Claude’a Levi-Straussa Czarownik i jego magia, [w:] Antropologia strukturalna, przeł. Krzysztof Pomian, Warszawa 2000.

Czytaj dalej