Przyznajcie: kliknęliście, żeby się pośmiać. A to wcale nie będzie historia do śmiechu. Czy może raczej: to będzie historia, w której nasz śmiech powinien nas zasmucać i dawać do myślenia. Bo i takie opowieści się zdarzają.
Oto krótka, bardzo smutna i niestety prawdziwa opowieść o trzech disneylandach.
Wbrew pozorom to nie ma być opowieść o egzotycznym świecie gdzieś daleko za morzami. Chiny są tu tylko przykładem. Dzięki skali i dystansowi łatwiej nam dostrzec pewne mechanizmy2. Ale przecież podobny proces „cywilizowania rynku” – jak świetnie pokazują Olga Drenda i Magda Szcześniak3 – całkiem niedawno dokonywał się na naszych ulicach i w naszych dziecinnych pokojach.
Nim więc Prawdziwa Myszka Miki wytropi i zlikwiduje swoje koślawe klony, warto przyjrzeć się ginącemu światu i zadać pytanie: czego podróbki uczą nas o kapitalizmie i o nas samych?
Szanghaj. Disneyland prawdziwy
Kilka miesięcy temu media na całym świecie rozpisywały się o otwarciu w Chinach największego Disneylandu globu. Pod niezwykle pomysłowymi nagłówkami „Ni hao, Mickey Mouse!” albo „Myszka Miki w kraju Mao” przeczytać można było, że inwestycja warta jest 5,5 mld dolarów, że ma przynieść krociowe zyski i że Disney, chcąc robić interesy w Kraju Środka musiał dopuścić do współpracy korporacje związane z chińskim rządem. Uroczystość otwarcia uświetnił swoją obecnością wicepremier Wang Yang, a listy z życzeniami pomyślności dla wysłali przewodniczący Xi Jinping i Barack Obama, który napisał, że „park reprezentuje potencjał amerykańsko-chińskich relacji”1.
Na otwarciu muzycy Opery Pekińskiej zaśpiewali między innymi słynną piosenkę krasnoludków z „Królewny Śnieżki”, a sam Lang Lang zagrał na fortepianie „Mam tę moc” z Krainy Lodu. (Jeżeli lubicie Lang Langa albo Frozen – to najlepsze, co dziś zobaczycie. Jeżeli lubicie i Lang Langa, i Frozen – to najlepsze, co zobaczycie w tym roku. Sorry, 2017)
Jak podkreślają znawcy tematu, Disney liczy na olbrzymie zyski związane z wewnętrznym rynkiem turystycznym Chin, sprzedaż biletów nie jest jednak jedynym ani nawet najważniejszym celem rozrywkowego tytana. Park ma pełnić także rolę semiotycznego konia trojańskiego, który przemyci do chińskiej wyobraźni Disneyowskie imaginarium i przyczyni się do procesu chętnie nazywanego „ucywilizowaniem rynku”. Problem polega bowiem na tym, że Chińczycy zaskakująco dobrze radzą sobie bez Disneya. Bądź to eksploatując figury własnej wyobraźni, bądź też bez skrupułów i z iście ułańską fantazją podrabiając Myszki Miki i Kaczory Donaldy lokalnie i na skalę przemysłową.
Shijingshan. Disneyland podrobiony
Park w Shijingshan od kilku lat cieszy się pewną popularnością w zachodnich mediach. Wśród naszych mitów o Chinach jednym z najważniejszych jest dziś ten, że Chińczycy są w stanie podrobić wszystko, w dowolnej skali i bez żadnych oporów. Uwielbiamy więc klikać w galerie zdjęć pełne podrobionych Chińskich KFC, IKEI i sklepów z „Macami”. Z wypiekami podziwiamy całe dzielnice przeniesione żywcem z europejskich miast, pełne zabytków, sklepów i ubranych wedle zachodniej mody Chińczyków. To miły obraz, w ramach którego utwierdzamy się w przekonaniu o własnej wielkości (wszak to „my” jesteśmy tymi, których naśladuje się, kopiuje, podrabia), zarazem jednak wspaniałomyślnie doceniamy rozmach i pomysłowość Chińczyków („ci to mają jaja!” – komentuje z uznaniem anonimowy użytkownik pod jedną z galerii).
Park rozrywki w miejscowości Shijingshan to doskonały przykład takiej bezczelnej podróbki. Jeżeli wierzyć zachodnim mediom, świadczy o tym nawet slogan reklamowy miejsca: „Disney is too far to go, please come to Shijingshan!”4 Nie mamy pańskiego płaszcza, panie Disney, i co nam pan zrobi?
W parku spotkamy Królewnę Śmieżkę i siedmiu krasnaludków, zobaczymy zamek Śniącej Królewny i ikoniczny Spejsszip Earth z Epcot.
Warto zwrócić uwagę, że miłośnicy oryginałów nigdy nie dostaną wszystkiego w jednym miejscu! Jeżeli kochasz oryginały – musisz wybierać! „Prawdziwy” zamek Śpiącej Królewny jest w kalifornijskim Disneylandzie, a Spaceship Earth – w tym na Florydzie.
Od roku 2007 Disney próbuje różnymi środkami walczyć z chińską megapodróbką. Być może otwarcie w Szanghaju „prawdziwego” Disneylandu będzie ostatecznym ciosem zadanym parkowi w Shijingshan. Wtedy podzieli on los Wonderland Amusement Park w Chenzhuang, popadając w ruinę i zapomnienie. Ale o tym za chwilę.
Na razie spróbujmy jeszcze przyjrzeć się uważniej samym podróbkom i lekcji, której mogą nam udzielić.
Czego uczą nas podróbki?
1. Podróbki sławią amatorów
Oryginały uczą nas szacunku dla profesjonalizmu, specjalizacji i włożonej pracy. To wszystko wartości, które są mi bliskie. Ich zupełne podważenie prowadzi na przykład do triumfu pseudonauki nad nauką, o którym pisałem niedawno.
Ale wysłuchajmy i drugiej strony! Co na ten temat mówią podróbki? Odrzucając monopole i ograniczenia, podróbki sławią amatora. Mówią: każdy artystą. Za wieloma podróbkami kryje się zresztą wielki talent i rzemieślnicza zręczność. Jeżeli nie potrafimy jej dostrzec i docenić to dlatego, że druga strona sporu dysponuje nieporównywalnie potężniejszym arsenałem środków.
Oczywiście zdarza się też tak, że oryginały i zalewające masowo rynek podróbki produkowane są w tych samych fabrykach, w równym stopniu wykorzystując tanią siłę roboczą i mechanizację produkcji. Nie każda podróbka jest więc samoróbką w sensie, który nas tu interesuje.
Kiedy jednak przyglądamy się postaciom zaludniającym chińską podróbkę Disneylandu (i chyba wszystkie wesołe miasteczka z naszego dzieciństwa) widać wyraźnie pewną dozę amatorstwa, które nieudolnie próbuje imitować profesjonalizm. Nieudane kopie kreskówkowych postaci przypominają pierwsze wcielenia królika Flipsa, którego Olga Drenda wspomina w Duchologii polskiej. W tym samym okresie wielkie korporacje starannie dobierały nawet aktorów, którzy mieli udzielać głosu ich reklamowym maskotkom (księga „bunny personality”). Z czasem zresztą królik Flips awansował do wyższej ligi i teraz na pewno o jego wizerunek dba sztab ekspertów. Ten dawny, koślawy, nieudolnie imitujący disnejowski styl, pozostał już tylko kwestią (złych) wspomnień.
2. Podróbki otwierają wyobraźnię
Czy marzyliście kiedyś, żeby Superman spotkał Spidermana? Niestety – to niemożliwe. Ich drogi nigdy się nie przetną, bo bohaterowie należą do dwóch różnych uniwersów. [Edit: a jednak! Jak donoszą fani, były takie komiksy. Badamy temat. Życie przerasta każdą teorię.] Dlaczego? Dlatego, że prawa do ich wizerunków posiadają dwie konkurujące firmy.
Dlatego w prawdziwym Disneylandzie nigdy nie spotkacie Shreka, ani Batmana, ani Scooby-Doo. (Ale spotkacie Hana Solo, bo Disney wykupił prawa do Gwiezdnych Wojen.) Tymczasem w świecie podróbek (podobnie jak w świecie dziecięcej wyobraźni) wszystko jest możliwe!5
W podrobionym Disneylandzie znajdzie się miejsce nie tylko dla Królewny Śnieżki i Myszki Miki, ale też dla Shreka (lub raczej jego bardzo, bardzo złego sobowtóra), Batmana i mnóstwa „niebrandowanych” (albo nierozpoznanych przeze mnie na zdjęciach… ) postaci6.
Swego rodzaju nadmiar znaków w ogóle stanowi cechę charakterystyczną podróbek. Constantine V. Nakassis opisuje na przykład praktyki ich twórców w Indiach, którym nie przeszkadza naszywanie na jeden produkt logotypów wielu różnych, konkurujących ze sobą firm.7
3. Podróbki prezentują alternatywne kanony estetyczne.
Na jakimś głębokim poziomie mam poczucie, że podróbki uczą nas tolerancji. Oswajają z tym co inne, pokazują arbitralność norm. Dlatego słabość podróbek, ich odstępstwo od ideału może być wielką wartością. Nie tylko dla kolekcjonerów osobliwości i miłośników nostalgicznych strachów. Dla nas wszystkich.
Zwłaszcza, jeżeli będziemy pamiętać, że za wykluczonymi wyobrażeniami stoją wykluczeni ludzie. Każda „nieudana” podróbka ma równie „nieudanych” twórców i odbiorców. Czy ich też z taką łatwością zbędziemy śmiechem?
4. Podróbki uczą nas o kapitalizmie i nas samych
Podróbki (nieco paradoksalnie!) pouczają nas o wartości oryginału. Budując świat nadziei i aspiracji pozwalają nam nie tylko marzyć, lecz także dostrzec, jak ważną rolę pełnią w naszym życiu marki, franczyzy i logotypy. Dopiero jaskrawa, krzycząca obecność podróbek (choćby wygrzebanych w starych szpargałach czy z zażenowaniem dostrzeżonych na fotografiach sprzed lat) uświadamia nam, że niemal cały nasz współczesny świat składa się z oryginałów. Z towarów oznaczonych symbolami marek. Nawet „generyczne” produkty własne supermarketów muszą wymyślać sobie pseudomarkowe tożsamości, żeby nie razić naszych oczu bezimiennością.
To właśnie nasze przyzwyczajenie do marek decyduje o tym dziwnym uczuciu, którego doznajemy patrząc na podróbki (to o nim będzie następny tekst na Mitologii!). Tę dziwną mieszaninę odrazy, lęku, rozbawienia i fascynacji porównać można do fenomenu zwanego uncanny valey (dolina nieswojości), czyli uczucia, którego doświadczamy, kiedy widzimy coś bardzo, bardzo przypominającego człowieka, a jednak niebędącego nim. Kran, który przypadkiem nieco przypomina mordkę z długaśnym nosem i wielkimi oczami-kurkami, jest uroczy. Lalkę docenić możemy za świetne wykonanie. Ale figura woskowa, android, czy lalka tak doskonała, że przez chwilę uwierzyliśmy, że jest człowiekiem, budzą w nas specyficzny rodzaj grozy.
Dlaczego tak się dzieje? Psycholodzy, neurolodzy i badacze naszej gatunkowej przeszłości podkreślają szczególną umiejętność rozpoznawania twarzy, jaka wykształciła się w toku ewolucji. Twarz ludzka budzi w nas więcej skojarzeń i emocji niż cokolwiek innego, ponieważ w miarę uspołeczniania się naszego gatunku od zdolności odczytywania emocji i intencji w coraz większym stopniu zależały przetrwanie i sukces reprodukcyjny jednostki.
W przypadku marek nie ma oczywiście mowy o ewolucyjnym przystosowaniu. Czy jednak w toku wychowania i uspołeczniania nie dokonuje się proces zaskakująco analogiczny? Żeby sprawnie radzić sobie we współczesnym świecie, uczymy się intuicyjnie, błyskawicznie rozpoznawać logo, marki itp. Dlatego z taką łatwością rozwiązujemy np. quizy „co zostało zmienione w logo znanej marki” i z takim zainteresowaniem (a czasem furią) śledzimy zmiany logotypów czy identyfikacji wizualnej ukochanych marek.
I właśnie dlatego podróbka budzi w nas to dziwne uczucie. Podróbka jest PRAWIE jak oryginał. Jest jak twarz z drobną zmianą. Często nie potrafimy powiedzieć, co dokładnie jest nie tak, ale intuicyjnie wyczuwamy, że coś tu nie pastuje. W dodatku zwykle chodzi o twarz bliskiej osoby, którą widujemy każdego dnia!
W ten sposób podróbki uświadamiają nam, że niemal cały nasz świat składa się z marek, logotypów, zastrzeżonych nazw i wizerunków postaci.
Chenzhuang. Disneyland porzucony
Zgodzicie się teraz, mam nadzieję, że Shijingshan to fascynujące miejsce. Ale jeszcze bardziej niezwykły jest Wonderland Amusement Park w Chenzhuang. Wystarczy jeden rzut oka na zdjęcie, by zakochać się w tym dziwnym, nieco przerażającym królestwie.
Park nigdy nie został ukończony. Jest jedną z ofiar kryzysu na chińskim rynku nieruchomości. Po bankructwie o ziemię upomnieli się (nielegalnie) lokalni rolnicy, zakładając wśród plastikowych ruin nigdy nieukończonych średniowiecznych zamków partyzanckie ogrody8.
Odkąd pierwszy raz zobaczyłem zdjęcia tego tchnącego spokojem, widmowego parku, lubię myśleć, że to coś w rodzaju nieba dla wszystkich podróbek. Czynny park w Shijingshan z naszego punktu widzenia jest jednak trochę piekłem. „Nieudane” zabawki są w nim eksponowane po to, byśmy mogli je wyszydzać. Jawią się w pełni swej brzydoty, nieudolności, nieoryginalności. Jeżeli nawet park pełen jest jeszcze chińskich dzieci, które nie uświadamiają sobie tego, to przecież wkrótce z prawdziwego Disneylandu nauczą się, że Shijingshan to godne pogardy królestwo podróbek. I będą wstydzić się nawet tych krótkich, uwiecznionych na zdjęciach chwil radości, które przeżyły w towarzystwie podrobionej Myszki Miki i fałszywego Shreka.
W opuszczonym parku Chenzhuang podróbki znajdują spokój. Są zapomniane, ale szczęśliwe. Czasem wydaje mi się, że myślą sobie, że to my – nie one – jesteśmy w wielkim parku rozrywki. Tkwimy w więzieniu wyobraźni, a tylko Chenzhuang jest światem wolności.
Więcej o tym miejscu opowiem jutro, w kolejnej części sagi podróbek pt. Kraina nieudanych zabawek.
Naszym paszportem do świata Koślawej Myszki Miki będzie to zdjęcie:
1Zob. Maja Kruczkowska, Myszka Miki w kraju Mao, „Gazeta Wyborcza” 17.06.2016; Carla Cripps, Grab your Mickey ears, Shanghai Disneyland’s opening its gates, http://edition.cnn.com/2016/06/15/travel/inside-shanghai-disneyland/index.html?sr=fbCNN061616inside-shanghai-disneyland0956AMStoryGalLink&linkId=25598843
2Choć, z drugiej strony, warto pamiętać, że zrównująca moc nowoczesności ma jednak swoje ograniczenia i bez wgłębienia się w niuanse (także przecież wewnętrznie zróżnicowanej!) kultury chińskiej możliwe jest jedynie bardzo powierzchowne i jednoaspektowe zrozumienie opisywanych tu zjawisk.
3Kto nie zna, niech koniecznie przeczyta: Olga Drenda, Duchologia Polska, Karakter, Kraków 2016; Magda Szcześniak, Normy widzialności. Tożsamość w czasach transformacji, IKP, Warszawa 2016. Rok 2016 był to dobry rok dla fanów transformacji i transformacyjnych podróbek!
4 The world’s strangest theme parks, http://www.telegraph.co.uk/travel/galleries/The-worlds-strangest-theme-parks/2-disney/
5Realizacją takiej fantazji jest, do pewnego stopnia, film LEGO, sławiący właśnie otwartość wyobraźni. Na ekranie w jednym, zbudowanym z klocków uniwersum spotykają się Batman, żółwie Ninja, niemarkowi kowboje, kosmonauci i pewien anonimowy robotnik budowlany.
6http://asiaobscura.com/2011/02/beijings-incredible-and-completely-fake-disneyland.html
https://www.buzzfeed.com/gabrielsanchez/chinas-eerie-counterfeit-disneyland?utm_term=.pxbkOr8E8#.nl4g2VoZo
7 Constantine V. Nakassis, Counterfeiting What? Aesthetics of Brandedness and Brand in Tamil Nadu, India, „Anthropological Quaterly”, Vol. 85 nr 3.
8Niesamowite zdjęcia do obejrzenia tutaj: http://news.nationalgeographic.com/news/travelnews/2011/12/pictures/111222-china-fake-disneyland-disney-world-travel/