Menu Zamknij

Dlaczego w niedzielę będę maszerować?

Nie znoszę maszerowania. W zasadzie to jeszcze nigdy nie byłem na żadnym marszu. A jednak w niedzielę wybieram się z rodziną na „Marsz dla nauki”. Chcecie wiedzieć, co mnie przekonało, żeby się ruszyć z kanapy?

 

Kultura protestu to za mało

Niedawno pisałem tu – dość krytycznie – o „umarszowieniu” polskiej polityki. W skrócie chodzi o to, że z wielu powodów (z których trzy najważniejsze nazywają się zabory, okupacja i PRL) Polacy nauczyli się w specyficzny sposób manifestować swoje poglądy w przestrzeni publicznej. Jesteśmy mistrzami marszy, strajków, publicznych pogrzebów, ale też np. partyzanckich działań takich jak grafitti czy nielegalne plakaty. Zarazem jednak, z tych samych powodów, polityczna obecność w przestrzeni publicznej trwale związała się w naszej wyobraźni z protestowaniem przeciw czemuś, z oporem dawanym jakiejś obcej, zewnętrznej sile.

Nie neguję, oczywiście, wartości protestowania! Demonstrowanie oporu w przestrzeni publicznej w sytuacji, w której mamy poczucie, że łamane są zasady, w które wierzymy, jest czynnością zasługującą na najwyższe uznanie.

Ale obserwując polską kulturę debaty wciąż mam wrażenie, że zbyt wiele uwagi poświęcamy uderzaniu w przeciwników, a zbyt mało – przemyślaniu i prezentowaniu własnych argumentów. Używając języka z mojej dyscypliny: ciągle chcemy obalać jakieś mity, zamiast budować własne. Tymczasem w żadnej walce symbolicznej nie da się zwyciężyć, przedstawiając jedynie negatywny komunikat. Bez własnej, atrakcyjnej opowieści o świecie nie przyciągniemy niezdecydowanych i nie przekonamy przeciwników.

 

Nauka potrzebuje pozytywnej mitologii

W nauce widać to równie silnie jak w polityce. Biegamy od pożaru do pożaru, zwalczając błędne przekonania a to o szkodliwości szczepionek, a to o trującym GMO czy starożytnym Imperium Lechitów. Sam na tym blogu zajmuję się głównie obalaniem.

Ale obalanie poszczególnych szkodliwych mitów, choć ważne, zawsze będzie dalece niewystarczające. Jest bowiem leczeniem objawów, a nie choroby. A choroba jest taka, że nauka, medycyna i polityka oparta na dowodach są dziś w odwrocie. Nie przedstawiają dostatecznie atrakcyjnej wizji dziejów, nie kuszą wspaniałą karierą i możliwością zmiany świata na lepsze. Oczywiście z tropicielami farmaceutycznych spisków i kosmicznych imperiów nie wygramy licytując się na sensacje i filmy z żółtymi napisami. Ale nauka naprawdę ma po swojej stronie rewelacyjne argumenty!

Naukowcy, popularyzatorzy i wszyscy sympatycy świata opartego na badaniach, dowodach i rzetelnej debacie mają mnóstwo powodów do dumy

Przyjrzyjcie się tylko wykresom przedstawiającym śmiertelność noworodków albo średnią długość życia. Zobaczcie, jak w ostatnich latach zmieniła się nasza wiedza na temat wszechświata, genotypu człowieka czy historii. Udało nam się odkryć leki na wiele chorób, mnóstwo planet poza układem słonecznym, ale także znacznie lepiej poznać mechanizmy rządzące propagandą czy fake newsami. Naukowcy, popularyzatorzy i wszyscy sympatycy świata opartego na badaniach, dowodach i rzetelnej debacie mają mnóstwo powodów do dumy. Nie widzę powodów, dla których mielibyśmy pozostawać zepchnięci do defensywy.

Pora, żeby naukowcy znów stali się bohaterami zbiorowej wyobraźni. Czas, żeby wreszcie w podręcznikach historii opowieść o rozwoju nauki i wynalazkach, które zmieniły nasze życie, zajęła należne sobie miejsce, które dziś okupuje, nie dzieląc się z nikim, opowieść o bitwach, traktatach i przesuwaniu granic. Żeby dzieciaki w przedszkolu marzyły o karierze chemiczki albo socjologa, jak dziś fantazjują o piłkarzach, strażakach i aktorkach. Żeby wyborcy i politycy zaczęli postrzegać naukę i edukację jako klucz do rozwoju, potęgi i uznania na arenie międzynarodowej zbudowanych nie na wyzysku, strachu i rywalizacji, lecz na solidnych, trwałych fundamentach.

 

Marsz dla nauki

I o to właśnie chodzi w „Marszu dla nauki”, który w tę niedzielę przejdzie ulicami Warszawy. Choć bezpośrednią inspiracją dla jego pierwszej edycji (zaczęło się w zeszłym roku, w Waszyngtonie) były niepokojące wypowiedzi Donalda Trumpa na temat globalnego ocieplenia, to nie jest to kolejny protest przeciwko tym czy innym politykom. Chodzi tu o pokazanie, że na całym świecie jest mnóstwo ludzi, dla których to właśnie naukowe podejście do świata stanowi ważną wartość.

Potwierdzają to dość wyraźnie badania przeprowadzone przez University of Delaware Center for Political Communication1. Według nich aż 97% badanych sympatyków marszu za bardzo ważny dla siebie cel uznało „zachęcanie do tworzenia polityki opartej na nauce”, 93% – „zachęcanie do publicznego wsparcia dla nauki”. Co ciekawe, aż 70% respondentów za kluczowy cel marszu uznało „zachęcanie naukowców, żeby częściej zabierali głos w sprawach publicznych”.

 

Jeżeli te cele składają się na wizję świata, która jest Ci bliska – wpadaj do Warszawy pomaszerować! Jeżeli masz daleko do Warszawy albo z innych powodów nie chcesz czy nie możesz pojawić się w niedzielę (np. czytasz ten tekst już w poniedziałek) – dołącz do społeczności popierającej ideę Marszu, np. obserwując jego profil w mediach społecznościowych: https://web.facebook.com/Marszdlanaukipolskahttps://twitter.com/mdn_pl_official.

Oczywiście lajkowaniem na fejsbuku ani łażeniem po ulicach świata się nie zmieni. Ale zaznaczenie w przestrzeni publicznej swojej obecności, połączenie sił i zwarcie szeregów, to już niezły start na przyszłość.

To co, z kim się widzę w niedzielę, o 13:30 na Polach Mokotowskich (vel. Polu Mokotowskim), pod Pomnikiem Lotników Polskich (nie to samo, co Pomnik Lotnika)?

#GoTeamScience


1https://www.udel.edu/content/dam/udelImages/udaily/2017/April/pdf/march-for-science-study-2017.pdf

Czytaj dalej