Opublikowana właśnie książka Mikołaja Starzyńskiego jest – zgodnie z zawartą w tytule zapowiedzią – krytyczną analizą poglądów najważniejszych przedstawicieli nowego ateizmu. „Krytyczna analiza” nie oznacza tu ani „krytykanctwa”, ani ideologicznego sprzeciwu, jaki znajdziemy często w zaangażowanych tekstach publicystów katolickich. Krytyka ma tu znaczenie Kantowskie – oznacza ujawnienie warunków możliwości danego zjawiska wyznaczających jego kształt.
Praca Starzyńskiego – choć objętościowo niewielka – jest pod tym względem świetnie wykonaną robotą. W przystępny i treściwy sposób ukazuje historię nurtu, jego (często ukryte) założenia filozoficzne i uwarunkowania społeczno-polityczne. Tekst Starzyńskiego do nowego ateizmu ani nie zachęca, ani też programowo go nie zwalcza. Proponując rzetelny opis, pozwala po prostu poszerzyć nasze rozumienie ważnego współczesnego zjawiska kulturowego. Dzięki takiemu podejściu zainteresuje i zwolenników nowego ateizmu, i jego przeciwników, będzie także wciągającą lekturą dla tych, którzy w ogóle nie odczuwają potrzeby opowiadania się po którejś ze stron, a chcieliby jedynie zapoznać się z najważniejszymi wątkami konfliktu. Przede wszystkim jednak – wrócę do tego wątku na koniec – Nowy Ateizm okazuje się… 170 stronami świetnej reklamy zorientowanego kulturowo podejścia do zjawisk społecznych!
Jadą czterej jeźdźcy, jadą
Określenie „naukowy” oznacza dla czterech jeźdźców pewną bardzo konkretną perspektywę przyjmowaną w znacznej mierze implicite
Trzonem książki Starzyńskiego jest wnikliwa analiza programowych tekstów autorstwa Richarda Dawkinsa, Daniela Dennetta, Christophera Hitchensa, i Sama Harrisa. Myślicieli tych określa się często mianem „czterech jeźdźców” nowego ateizmu, wskazując ich jako współtwórców spójnego i pod wieloma względami oryginalnego podejścia do zagadnienia niewiary.
Ich teksty charakteryzuje przyjęcie „perspektywy naukowej” wobec bogów czy Boga jako zjawiska, a więc odrzucenie tezy o nieprzystawalności czy też „rozłączności magisteriów” nauki i religii. Z perspektywy czterech jeźdźców osobowy Bóg, a wraz z nim, co warto podkreślić, wszelkie zjawiska nadprzyrodzone, są jedynie hipotezami, które poddane naukowej krytyce okazują się nie tylko błędne (nie wyjaśniają skutecznie żadnych zjawisk ani nie pozwalają ich przewidywać), ale wręcz szkodliwe – jako źródło fundamentalizmu, ale też antynaukowego dogmatyzmu (czyli – nieco upraszczając – zabobonu). Takie postawienie sprawy prowadzi nowych ateistów do porzucenia „przyjaznej koegzystencji” nauki i religii na rzecz otwartej wrogości.
W poprzednim akapicie celowo ująłem „perspektywę naukową” w cudzysłów. Nie był to w żadnym razie wyraz ironii, lecz zaznaczenie tego, co Starzyński doskonale pokazuje w swojej pracy. Określenie „naukowy” oznacza dla czterech jeźdźców pewną bardzo konkretną perspektywę przyjmowaną w znacznej mierze implicite. Dawkins i jego towarzysze walki wierzą w:
- oczywistość i uniwersalność zdrowego rozsądku;
- wywoływany przez naukę liniowy postęp;
- uniwersalność obowiązywania praw naukowych we wszystkich dziedzinach życia, co oznacza zbędność religii, od której nauka powinna nas wyzwolić.
Jest to, jak zauważa kilkakrotnie Starzyński, stanowisko bardzo bliskie klasycznemu neopozytywizmowi.
Te założenia, jak dowodzi niezwykła popularność książek czterech jeźdźców, pozwalają na postawienie kwestii religii w sposób nośny i ważny dla współczesnego odbiorcy. Zarazem jednak, jak pokazuje Starzyński, wyznaczają pewne ograniczenia, którym poddana jest perspektywa nowego ateizmu.
Warto także zauważyć, że Nowy ateizm. Analiza krytyczna skupia się przede wszystkim na tym, co czterem jeźdźcom wspólne, kreśląc zbiorowy portret swego rodzaju formacji intelektualnej czy wręcz „ruchu społecznego” (w pewnej mierze już nawet zinstytucjonalizowanego przez fundacje, organizacje społeczne czy kluby). Z drugiej strony interesujące byłoby zapewne bliższe przyjrzenie się zaledwie wspomnianym w książce różnicom wynikającym z indywidualnych doświadczeń czy odmienności w wykształceniu twórców kierunku (Dawkins zaczynał jako badacz ewolucji, Dennett jest przede wszystkim kognitywistą, Harris łączy filozofię umysłu i neurobiologię, Hitchens był publicystą).
Uniwersalność zdrowego rozsądku
nowi ateiści nie uznają relatywizmu kulturowego
Nowi ateiści wierzą, że zdrowy rozsądek jest dostępny dla wszystkich i niezależny od epoki historycznej i kulturowej biografii. Innymi słowy: możemy się sprzeczać i czepiać słówek, ale wszyscy „jakoś tam intuicyjnie wiemy”, co to jest prawda, dobrostan, szczęście itp.
Oznacza to, co wielokrotnie podkreśla Starzyński, że nowi ateiści nie uznają relatywizmu kulturowego. Wierząc, że poziom genetyczny czy neurobiologiczny wystarczy do wyjaśnienia ludzkich potrzeb, pragnień, a także mechanizmów poznania, uznają kulturową nadbudowę raczej za coś zaciemniającego obraz niż za wartościowy przedmiot analizy.
Widać to szczególnie wyraźnie w cytowanym przez Starzyńskiego passusie z jednej z książek Dawkinsa:
Filozofowie, a zwłaszcza filozofowie-amatorzy o niewielkiej wiedzy (choć bardziej jeszcze różne ofiary „kulturowego relatywizmu”), na taki argument zwykle strasznie się burzą: przecież ta naukowa wiara w dowód to czysty fundamentalizm […]. We własnym życiu wszyscy wierzymy w dowody, niezależnie od tego, w co każe nam wierzyć nasza amatorska filozofia. Jeśli zostaję oskarżony o morderstwo i prokurator groźnym tonem pyta, czy to prawda, że w nocy, kiedy popełniono zbrodnię, byłem w Chicago, niewiele mi da uciekanie się do filozoficznych wybiegów w stylu „To zależy, jakie znaczenie słowa «prawda» mamy na myśli”. Ani zastosowanie antropologicznego relatywizmu „Tylko w waszym zachodnim, naukowym sensie określenia «być gdzieś», można powiedzieć, że rzeczywiście «byłem w Chicago». U Bongolojczyków bycie gdzieś oznacza coś zupełnie innego – jest się naprawdę gdzieś tylko wówczas, jeśli jesteś namaszczonym starszym plemienia i masz prawo wciągać uandu z woreczka z wysuszonej koźlej moszny1
Pozwolę sobie w tym miejscu na króciutki komentarz „filozofa-amatora”. Abstrahując już od pogardliwego tonu i szeregu implicytnych uprzedzeń zawartych, jak się wydaje, w tym fragmencie, wydaje się wręcz niewiarygodne, że ktoś może być aż tak przeorany neopozytywizmem, żeby nie dostrzegać, że sytuacja rozprawy sądowej (zwłaszcza w USA) jest idealnym przykładem okoliczności, w których pozytywistyczne (wg Dawkinsa „zdroworozsądkowe”) rozumienie prawdy totalnie nie ma zastosowania. „Być gdzieś” oznacza przed sądem nie tylko „przedstawić wiarygodne dowody, że się tam było”, lecz także – zgodnie z obowiązującym w USA prawem – zakłada szereg obostrzeń proceduralnych, takich jak wymaganie, by dowody te zostały zgromadzone w sposób legalny, odpowiednio wcześniej zgłoszone itp. Innymi słowy jest całkowicie możliwe – i w gruncie rzeczy zasmucająco częste – że wszyscy na sali bez cienia wątpliwości przekonani są o winie podsądnego, a jednak zapada wyrok uniewinniający, bo ktoś gdzieś na jakimś etapie popełnił drobny błąd formalny, który nie pozwolił na wzięcie pod uwagę obciążających dowodów. Czy taki przypadek – albo sprawa O.J. Simpsona – są w jakiś sposób bardziej „obiektywne” i mniej zabawne od „wciągania uandu z woreczka z koźlej moszny”? Nie sądzę.
Oczywiście nie dowodzi to, że Bóg istnieje, a Dawkins myli się w zasadniczych zrębach swej koncepcji! Pokazuje jednak, że rzeczywistość kulturowa nie jest zwykle tak prosta, jak to się wydaje twórcy koncepcji memów, a jej badacze zasługują na nieco więcej szacunku.
Wywoływany przez naukę liniowy postęp
Starzyński w przekonujący sposób pokazuje, że nowi ateiści poszukują w racjonalizmie i postępie nowej „wielkiej narracji”, która pozwala im – niczym dziewiętnastowiecznym filozofom – uporządkować wszelkie formy kultury od plemiennych zabobonów, przez religijne mroki średniowiecza, aż po nowoczesnego brytyjskiego gentlemana wierzącego jedynie w naukę. „[W] ich tekstach zwraca uwagę poczucie wyższości i przekonanie, że kultura, w której żyją, powinna stanowić wzór i cel dla pozostałych” [132]. Jeśli już nowi ateiści odwołują się do teorii z zakresu antropologii kulturowej, sięgają zwykle do koncepcji tak odległych jak Złota gałąź Frazera. (To trochę tak, jakby pisząc o fizyce powoływać się na koncepcję eteru.)
Co więcej, Starzyński pokazuje, że głosząc korzyści, jakie świat czerpie z nauki, nowi ateiści wydają się nie dostrzegać mrocznej strony nowoczesności, związanej chociażby z dostarczeniem nowych technologicznych środków masowej zagłady. O ile czterej jeźdźcy (przodował w tym Hitchens) lubują się w drobiazgowym wymienianiu negatywnych konsekwencji religii takich jak fundamentalizm, zabobon, nienawiść etniczna, o tyle o ewentualnych skutkach ubocznych naukowego postępu konsekwentnie milczą.
Kogo wyzwoli prawda?
nowy ateizm, wyjaśniając całe zło świata religią, okazuje się zaskakująco sprawnym narzędziem maskowania nierówności społecznych i wyzysku.
Nauka ma więc wyzwolić ludzkość z okowów religii i skierować jej energię na dobre tory. Ludzkość zasługuje na wyzwolenie z religii bo – w najlepszym razie – jest ona skandalicznym marnotrawstwem energii i zasobów, w najgorszym zaś prowadzi do fundamentalizmu, nienawiści i mordów (Starzyński przekonująco wiąże historię nowego ateizmu z kolejnymi zamachami terrorystycznymi wstrząsającymi opinią publiczną…) Na pozór więc mamy tu do czynienia z filozofią obdarzoną silnym potencjałem politycznym i emancypacyjnym.
Tymczasem Starzyński – często powołując się na Terrego Eagletona – pokazuje, że nowy ateizm, wyjaśniając całe zło świata religią, okazuje się zaskakująco sprawnym narzędziem maskowania nierówności społecznych i wyzysku.
Starzyński wypomina na przykład nowym ateistom, że nie dostrzegają, że ataki terrorystyczne i radykalizacja muzułmanów „oprócz podłoża stricte religijnego, mają także źródła polityczne” [40]. Religia jest tu, oczywiście, ważnym katalizatorem społecznego niezadowolenia. Ale czy naprawdę jesteśmy skłonni uwierzyć, że jej usunięcie (czy nawet zastąpienie nauką) doprowadzi w jakiś cudowny sposób do zniknięcia przyczyn tego niezadowolenia?
W ten sposób Starzyński pokazuje nieoczywisty związek nowego ateizmu z… neoliberalizmem gospodarczym (a nie z lewicowością czy wręcz komunizmem, z którym chętnie kojarzyliby czterech jeźdźców polemiści z wydziałów teologii).
Związany jest z tym także specyficzny elitaryzm Dawkinsa i jego towarzyszy, który Starzyński określa paradoksalnym mianem „konserwatywnej rewolucji” czy „elitarystycznej emancypacji”:
Okazuje się zatem, że co prawda każdy może dołączyć do grona ateistów, ale stać na to de facto raczej ludzi inteligentniejszych i wykształconych. Tu zatem ujawnia się janusowe oblicze ateistycznej emancypacji – jest ona pozorna, bo z gruntu konserwatywna. Tekst Dawkinsa nie ma potencjału politycznego w takim sensie, że polityczność mogłaby zmienić fundamenty systemu, na którym opiera się współczesny świat. Przywodzi raczej na myśl liberalne „hasło przewodnie”, zgodnie z którym każdy jest panem swojego losu i wystarczy chcieć, żeby osiągnąć sukces (jak w micie „od pucybuta do milionera). Nie bierze się jednak poprawki na nierówności społeczne, na brak dostępu do edukacji (nie mówiąc już o zainteresowaniach naukowych) itp. Propozycja Nowych Ateistów jawi się zatem jako konserwatywna rewolucja lub, innymi słowy, elitarystyczna emancypacja. [73]
Jak możemy pomóc nowym ateistom?
Na koniec chciałbym jeszcze raz – pro domo sua – podkreślić znaczenie zastosowanego w książce podejścia. Paradoksalnie, można je postrzegać jako istotne dopełnienie koncepcji nowych ateistów i odpowiedź na pewne zawarte w ich koncepcji braki.
Starzyński kolejne fragmenty pracy poświęca nie tylko historii ruchu i jej (mniej lub bardziej ukrytym) założeniom filozoficznym. Bada także duchowość(!) nowych ateistów, ich znaki, a nawet rytuały (ceremonie humanistyczne), pokazując, że nowy ateizm „[z]rywa z dawnymi mitami, wartościami, praktykami i w dużej liczbie przypadków proponuje własne”[61].
W ten sposób Starzyński dowodzi, że nowy ateizm pełni pod wieloma względami funkcję analogiczną do… religii, które zwalcza! Odpowiada na ważną potrzebę swoich wyznawców(!), wytwarzając wśród nich silną przynależność grupową, dając im poczucie zrozumienia świata i wyraźnego celu.. W (po)nowoczesnym świecie, który na każde pytanie dostarcza wielu potencjalnych odpowiedzi, istnieje znaczna potrzeba samookreślenia się. I tego właśnie dostarcza wyznawcom(!) nowy ateizm. „Czterej Jeźdźcy kreują zatem swego rodzaju metanarrację czy też mit, odpowiadający na podstawowe egzystencjalne pytania.” [156]
Takiej formy refleksji, jakiej ich samych poddaje Starzyński, wydaje się braknąć nowym ateistom. Bez trudu jestem w stanie zrozumieć i uszanować stanowisko naukowców, którzy odczuwają potrzebę walki z zabobonem, teoriami pseudonaukowymi czy szarlatanerią. Rozumiem też, że z punktu widzenia neopozytywizmu wszelka religia może jawić się jako przeciwnik. Nie sposób jednak prowadzić z nim walki bez próby rzetelnego wgłębienia się w motywacje, pragnienia i sensy, które organizują świat wierzących. Na jakie potrzeby odpowiadają religijne praktyki, które krytykują Dennett i Harris? Po co właściwie ludziom figury świętych, takich jak Matka Teresa, której (bardzo) krytyczną biografię opracował Hitchens? Co właściwie urojony Bóg Dawkinsa obiecuje swoim wyznawcom?
Narzędzi do zadania tych pytań dostarcza właśnie analiza krytyczna. Krytyczne myślenie w sensie kulturoznawczym oznacza badanie uwarunkowań (medialnych, ekonomicznych, politycznych, społecznych itp.) zjawisk kulturowych; nietraktowanie ich jako oczywistości. Innymi słowy – próbę zgłębienia wyobraźni tych, którzy wierzą.
Gdzie nauczyć się takiej sztuki? O tym także pisze Starzyński:
Po kilku latach trafiłem na fascynujące studia kulturoznawcze w Instytucie Kultury Polskiej UW, podczas których wiele się nauczyłem, w tym otwartości na inność, umiejętności relatywizacji własnych przekonań i – co według mnie najcenniejsze – krytycznego, antropologicznego podejścia do zjawisk kultury. [9]
Tak więc Instytut Kultury Polskiej UW. Zapraszamy wszystkich apokaliptycznych jeźdźców!
Mikołaj Starzyński, Nowy Ateizm. Analiza krytyczna, Nomos, Kraków 2015, 176 stron.
1Richard Dawkins, Bóg urojony, ss. 380-381.