– Napisz coś o 5G.
– O tajnych laboratoriach coś napisz!
– Czy to prawda, że chińskie nietoperze niosą do nas właśnie radioaktywną chmurę znad Czarnobyla?
– Haaaalo, jest tam kto?!
Szum
Z punktu widzenia semiotyki w temacie koronawirusa mamy teraz do czynienia z ekstremalnie wysokim poziomem szumu. Żeby zrozumieć, na czym polega problem, musimy najpierw przyjąć, że nie każda wiadomość jest tak samo cenna.
Niektóre informacje sycą naszą ciekawość, inne podnoszą emocje, jeszcze pozwalają nam po prostu uczestniczyć w rytualnej wspólnocie dyskutujących (tzw. funkcja fatyczna). Wszystko to bywa ważne! Ale są też informacje, które mają wymierną wartość pragmatyczną – służą do czegoś, pozwalają coś zrobić. Posiadając te informacje, możemy podjąć decyzje lepsze od tych, które podjęlibyśmy w stanie niewiedzy. Nierzadko wartość tych informacji można wprost przeliczyć na dolary, sekundy albo ocalone ludzkie życia. (Wiadomość o skrócie przez las, o skutecznych sposobach mycia rąk albo o cle na bawełnę.)
W kwestii koronawirusa nie mamy sytuacji niedoinformowania, lecz radykalnego przeinformowania. „Informacje pragmatyczne” nie są przez media zaniedbywane. One toną w powodzi komunikatów, których jedyną funkcją jest to, żeby zapełnić czymś niezręczną ciszę.
Usual suspects
Każdy ma coś do powiedzenia o koronawirusie. Szczególnie ci, którzy zawsze mają coś do powiedzenia. Mędrcy, dyżurni eksperci, komentatorzy różnego formatu i zasięgu, twój rozpolitykowany wujek Zenek.
Znany biznesmen w należącej do siebie gazecie ogłasza, że epidemię pokonamy likwidując urlopy (a może by tak batożenie przywrócić?). Utytułowany włoski filozof Giorgio Agamben, który całe życie przestrzegał przed biowładzą, w obliczu koronawirusa… znowu przestrzega przed biowładzą. Slavoj Žižek, kudłaty guru młodej lewicy, zdążył już napisać i wydać książkę o tym, jak lacanowska psychoanaliza pozwala nam zrozumieć kryzys, którego istotą jest paradoksalne oddzielenie od przedmiotu naszego afektu (to nie żart!). Janusz Korwin-Mikke kompulsywnie tweetuje, żeby z okazji epidemii zlikwidować podatki, UE i niepełnosprawnych.
To normalne w sytuacji zagrożenia. Wymykającą się rzeczywistość zaklinamy dobrze znanymi formułami. Każdy wypowiada swoją kwestię z triumfalnym „a nie mówiłem”. Žižek mógł w trzy tygodnie napisać książkę o koronawirusie nie dlatego, że nudziło mu się w zamknięciu, ale dlatego, że już ją miał dawno napisaną. To nie jest książka o wirusie, tylko kolejna książka o Žižku.
Z punktu widzenia semiotyki na tym właśnie polega cały problem z komentowaniem koronawirusa. Także w dobrej wierze.
Okazja do milczenia
To nawet nie jest „nie wiem, to się wypowiem”, bo niby wszystko odbywa się zgodnie z regułami sztuki: socjolog mówi o socjologii zarazy, psycholożka – o psychologii, piłkarz – o wpływie zarazy na transfery w lidze kolumbijskiej, a kosmetyczka o najmodniejszym makijażu na sezon pandemiczny.
Ale czy wszyscy, którzy się wypowiadają, naprawdę mają coś do powiedzenia? Może po prostu popyt generuje podaż. Wszyscy założyli, że chcemy teraz słuchać tylko o wirusie, więc dziennikarze w panice pytają absolutnie każdego, co sądzi na ten temat.
Ostatecznie poziom szumu uniemożliwia jakąkolwiek komunikację. Wystarczy rzucić okiem na stronę główną jakiegoś portalu albo na swój feed na Facebooku. Pół internetu zawalone koronawirusem, najgorsze. Same koronanewsy. Aż strach lodówkę otworzyć.
Rezultat jest taki, że zwykły odbiorca nie ma pojęcia, co się tak naprawdę dzieje i czy coś się w ogóle dzieje. Jaka jest zmiana wartości w czasie, jaki trend?
Dlatego wydaje mi się, że warto skorzystać z okazji do milczenia. Oprzeć się pokusie oswajania rzeczywistości komentarzem, opowiadania i wyjaśniania sobie tego, co wspólnie przeżywamy. Wirusolodzy, epidemiolożki i specjaliści od modelowania często są zbyt zajęci badaniem i zmienianiem sytuacji, żeby o niej opowiadać, więc pokusa komentowania dotyczy zwłaszcza nas – przedstawicieli nauk humanistycznych i społecznych.
Sądzę, że humaniści powinni teraz mniej mówić nie dlatego, że co się dzieje, nie ma ważnego wymiaru społecznego. Przeciwnie! Właśnie dlatego, że ma. Powstrzymajmy się przed kompulsywnym powtarzaniem tego, co zwykle, po to, żeby nasz głos wybrzmiał wyraźnie i donośnie, kiedy będzie pora interweniować, kiedy naprawdę będziemy mieli coś ważnego do powiedzenia.
Teorie spiskowe
No dobrze, a co z tymi teoriami spiskowymi?
Otóż teorie spiskowe lęgną się w mętnej wodzie. Szamocząc się – zamulamy wodę. Dlatego w bieżącej sytuacji obalać bzdury trzeba oszczędnie i rozsądnie.
Nie znam żadnych danych pozwalających wnioskować, że te nowe teorie są jakoś szczególnie niebezpieczne i rozpowszechnione. Zdaje się, że nie wpływają na decyzje rządzących, na zarządzanie epidemią, na wybory większości z nas. W sytuacji kryzysowej jest ich, oczywiście, więcej, bo teorie spiskowe – jak każdy mit – są instrukcją obsługi rzeczywistości, a instrukcja ma to do siebie, że potrzebujemy jej najbardziej, kiedy nagle dzieje się coś dziwnego.
Dlatego na razie oprę się pokusie pisania o planach zamknięcia Warszawy, 5G powodującym wirusa, tajnych laboratoriach, a nawet o chmurze znad Czarnobyla. Pieczołowicie zbieram wszystkie materiały (dzięki za nadsyłanie!) i kiedyś na pewno powstanie z tego coś wartościowego. Działam też aktywnie w powołanym właśnie Centrum Badania Ryzyka Systemowego na UW, starając się w miarę skromnych możliwości pomagać jakoś kolegom specjalistom od modelowania.
Bzdury o wirusach, 5G i radioaktywnych ciotkach lepiej obalą naukowcy z wykształceniem ścisłym. O strategiach narracyjnych i podobieństwach do mitów gnostyckich będzie czas porozmawiać później.
W internecie jest już zresztą sporo druzgocących ciosów w spiskowe bzdury zadanych naprawdę celnie. Odsyłam do tego, co robią w tej kwestii Karolina Głowacka, Darek Aksamit, Tomasz Rożek czy Ola i Piotr Stanisławscy, że wymienię tylko kilkoro spośród świetnych zawodników na naszym krajowym ringu.
A ode mnie tylko słówko o cioci.
Sytuacja bezprecedensowa, ludzie wychodzą z siebie siedząc w domach albo stawiają czoła przerażeniu, bo nie mogą w nich pozostać… Co robią teorie spiskowe? Odgrzewają najstarszego kotleta świata – historię o znajomym znajomego, cioci pracującej w Świerku albo koledze szwagra z wojska, który ma dojścia w MSWiA. Naprawdę, tropiciele spisków? Tylko na tyle was stać?
Trudno o lepszy dowód, że nie mamy do czynienia z żadnym nowym zjawiskiem. W sprawach, na których choć odrobinę się znam, nie dzieje się teraz nic specjalnie ciekawego. Są ważniejsze pożary do gaszenia niż brednie o 5G. Dosłownie!
Okazja, żeby wyjrzeć z dołka
Świat to nie salon makijażu. Nie zawiesił działalności na czas epidemii. W dalszym ciągu nie rozwiązaliśmy problemu zmian klimatu (o czym boleśnie przypomina nam katastrofalna susza w Polsce), 400 tysięcy osób rocznie umiera na malarię, media społecznościowe wywracają do góry nogami dotychczasowe mechanizmy dystrybucji wiedzy i zasady demokracji.
Tymczasem przez koronawirusowy szum nie przebija się nic (No, może czasem tylko nawalanka koalicji z opozycją.)
Może ta epidemia to właśnie okazja, żeby wreszcie pomówić o czymś innym niż zwykle? Najbliższa nam rzeczywistość nieco zwolniła. Nie będzie lepszego momentu, żeby napisać i poczytać o tym, o czym na co dzień nie myślimy.
Zamiast kręcić się bez celu i pomysłu wokół wirusa, lepiej zajrzyjmy tam, gdzie nas jeszcze nie było.
_____
P.S. Wcale nie jestem całkiem przekonany, że mam rację. Niewykluczone, że niedługo będę żałował tej strategii…
P.P.S. Tak, wiem, że to właściwie był tekst o koronawirusie, więc pisząc go unieważniłem wszystko, co napisałem. Nie mam na to żadnej mądrej odpowiedzi.