Wszyscy słyszeliśmy historię o szaleńcu, który zatruwa dawane dzieciom cukierki albo przebiegle ukrywa żyletki w jabłkach, „żeby miały uśmiech od ucha do ucha”. Ile w tych opowieściach prawdy? Socjologowie tropiący legendy miejskie znają już odpowiedź!
Dzień dla tych, co się lubią bać
Halloween służy przecież temu, by się bać. Chętnie powtarzane przez dzieci opowieści w rodzaju tej o jabłku z żyletką stanowią więc element halloweenowego folkloru równie konieczny jak kostiumy, dynie i słodycze.
Nie sposób przecenić znaczenia, jakie dla kultury amerykańskiej ma zwyczaj przebierania się w potworne kostiumy, by nachodzić Bogu ducha winnych ludzi w ich domach i wymuszać na nich słodki okup. Niedawno w USA przesunięto daty zmiany czasu z letniego na zimowy, by… 31 października małe potwory mogły dłużej grasować za widoku.
Trudno się więc dziwić, że opowieści o halloweenowym sadyście trafiły na podatny grunt.
Opowieść o żyletce ukrytej w jabłku (szczególnie rozpowszechniona na początku lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku), miała poważne konsekwencje obyczajowe i prawne. W Kalifornii (1971) oraz New Jersey (1982) wprowadzono specjalne prawa mające przeciwdziałać przypadkom halloweenowego sadyzmu. W szkołach uczono dzieci, by oglądały otrzymane przysmaki w poszukiwaniu śladów dziwnych ingerencji. Niektóre lokalne społeczności próbowały nawet w obawie przed możliwymi atakami na dzieci zabronić w ogóle trick-or-treatingui.
Historia o zatrutym jabłku była oczywiście miejską legendą, w czytelny sposób nawiązującą do popularnego kulturowego motywu (patrz Królewna Śnieżka). Paradoks polega w tej sytuacji na tym, że Halloween służy przecież temu, by się bać. Chętnie powtarzane przez dzieci opowieści w rodzaju tej o jabłku z żyletką stanowią więc element halloweenowego folkloru równie konieczny jak kostiumy, dynie i słodycze. (Czy dorosłym wszystko trzeba rysować kredkami?!)
Prawdziwe historie
Ośmioletni Tim zginął po zjedzeniu w Halloween cukierka zatrutego cyjankiem. Rozpoczęło się śledztwo, którego rezultaty zmroziły krew w żyłach członkom lokalnej społeczności
Ostatecznie w każdej miejskiej legendzie tkwi jednak żyletka ziarnko prawdy. Halloweenowy mit spełnił się w rzeczywistości przynajmniej dwukrotnie.
I to w sposób, jakiego nie wymyśliłby nawet scenarzysta horroru.
W artykule opublikowanym w prestiżowym czasopiśmie naukowym „Social Problems” Gerald T. Horiuchi i Joel Best opisują dwa przypadki halloweenowych mordów, które wstrząsnęły Ameryką.
W roku 1970 pięcioletni Kevin Toston po kilku dniach śpiączki zmarł w szpitalu. Lekarze stwierdzili, że przyczyną śmierci była heroina. Rodzina zmarłego chłopca stwierdziła, że z pewnością pochodziła ona z zatrutego halloweenowego smakołyku. Cień strachu przed cukierkowym sadystą momentalnie padł na całą okolicę. Policji wystarczyło jednak kilka dni, by odkryć, że heroinę chłopiec znalazł… w domu swego wujka, a całą historię o psychopatycznym trucicielu dzieci wymyślono, by chronić krewnego.
To jednak jeszcze nic w porównaniu z historią, która wydarzyła się w roku 1984 w Deer Park w stanie Texas. Ośmioletni Tim zginął tam po zjedzeniu w Halloween cukierka zatrutego cyjankiem. Rozpoczęło się policyjne śledztwo, którego rezultaty zmroziły krew w żyłach członkom lokalnej społeczności.
Praca detektywów doprowadziła do przerażającego odkrycia. Za tragedią znów stał nie tajemniczy, ukryty w cieniu obcy z marginesu, lecz członek najbliższej rodziny. Tym razem nie było jednak mowy o nieszczęśliwym wypadku. Zatrutego cukierka z premedytacją podrzucił do koszyka chłopca… jego własny ojciec – Ronald Clark O’Bryanii. Pobudki okazały się szokująco niskie i niewiele miały wspólnego z groteskowym sadyzmem ze strasznych opowieści. Morderca liczył po prostu, że zgarnie pieniądze z polisy ubezpieczeniowej, zrzucając odpowiedzialność na mitycznego halloweenowego złoczyńcęiii.
Mordercę, przez prasę ochrzczonego momentalnie Candymanem, zainspirowała najprawdopodobniej głośna sprawa psychopaty, który dwa lata wcześniej zatruwał dostępne w sklepach tabletki Tylenolu. Ludzie kupowali je, zażywali i umierali. W USA wybuchła prawdziwa panika na punkcie zatrutego jedzenia.
Ale to już zupełnie inna historia…
P.S. Dla spragnionych twardych danych załączam oryginalną tabelę Horiuchiego i Besta przedstawiającą liczbę prasowych doniesień na temat halloweenowych psychopatów w poszczególnych latach. (Badania uwzględniały kilka największych gazet w USA obejmujących swym zasięgiem głośne sprawy krajowe oraz lokalne historie z 15 stanów i 5 prowincji Kanady).
Źródło: Joel Best and Gerald T. Horiuchi, ‘The Razor Blade in the Apple: The Social Construction of Urban Legends’, Social Problems, 32 (1985), s. 490.
Ponieważ tabela przedstawia opisane przez prasę, a nie rzeczywiste przypadki, w roku 1982 wyraźnie rzuca się w oczy wspomniana panika Tylenolowa. Z kolei pik w latach 1970-71 może wiązać się ze zbiorową psychozą po śmierci Kevina Tostona. Sprawa Candymana nie została uwzględniona jako halloweenowy sadyzm.
iJoel Best and Gerald T. Horiuchi, ‘The Razor Blade in the Apple: The Social Construction of Urban Legends’, Social Problems, 32 (1985), 488–499 <http://dx.doi.org/10.2307/800777>.
iiZobacz też: http://www.snopes.com/horrors/poison/halloween.asp
iiihttp://www.cnn.com/2009/CRIME/07/20/texas.execution.witness/index.html